Masa i rzeźba. Z wizytą w Domu Jantoń
Udostępnij artykuł
Wymysłów Francuski – nazwa intrygująca, ale niekoniecznie kojarząca się z czymkolwiek. Przynajmniej na razie. Po wizycie, jaką – na zaproszenie pana Jacka Jantonia – odbyłem w tym malowniczym miejscu dokładnie 1 kwietnia (choć wszystko działo się bardzo serio), wiem już, że warto czynić wszystko by zarówno nazwa miejscowości, jak i marka Domu Jantoń jak najszybciej zyskały należną im sławę.
Do Wymysłowa (około 20 km od Łodzi) zajechałem w sobotni ranek. W drodze witały mnie „patrolujące” okolicę sarny i króliki, aż w końcu zatrzymałem się przed majestatyczną, bogato zdobioną bramą. Jej centralny element, w postaci herbu łączącego w sobie motywy końskiej podkowy i kielicha, miał towarzyszyć mi przez kilka następnych godzin. Pierwsze pytanie miałem już w głowie, zapytałem więc gospodarza, Jacka Jantonia, czy centralna Polska – a województwo łódzkie w szczególności – jest dla winiarzy nieodkrytą ziemią obiecaną. Smolis, Witaj Słońce, Skarpa Dobrska czy właśnie Dom Jantoń – to dobre powody, by pytać. Nie mówimy o liczbie winnic, bo tych na razie jest niewiele, lecz o wysokiej jakości tutejszych win.
– Jesteśmy na wschodnim skraju Niziny Południowowielkopolskiej, w obrębie Wysoczyzny Łaskiej – mówi Jantoń. – Jeśli spojrzymy na mapę rozmieszczenia winnic w Polsce, zauważymy, że największe zagęszczenie winnic w Polsce jest na jej zachodnich, południowych i południowo-wschodnich rubieżach. Później, po łuku Wisły, dochodzimy do Sandomierza i Małopolskiego Przełomu Wisły, a potem mamy już województwo łódzkie. To taki „klimatyczny kanał”, w którym i tutaj, i dalej – aż do Pomorza Zachodniego – są dobre warunki do uprawy winorośli. Myślę, że powstanie kolejnych winnic w tym regionie to tylko kwestia czasu.
Doczytuję potem, że w tutejszych glebach nie brak osadów kredowych – a więc terroir pod wina musujące wymarzone!
Francuski łącznik
Posiadłość, harmonijnie rozłożona na około 30 ha, na które składają się główna rezydencja, stajnia, powozownia i zabudowania gospodarcze, dzięki pieczołowitej stylizacji przywodzi na myśl XIX-wieczny folwark. Wszystko jednak powstało kilkanaście lat temu. Siedzimy z gospodarzem oraz Maciejem Jurczykiem, kierownikiem i dobrym duchem winnicy, na przeszklonej werandzie.
– Cofnijmy się o kilka wieków – proponuje szef, częstując jednym ze swych czołowych win musujących Brut Nature z seyval blanc i vidal blanc. Wino w żaden sposób nie przywodzi na myśl pokutujących do dziś wśród winiarskich koneserów, niezbyt życzliwych mitów na temat wątpliwych walorów smakowych win powstających z odmian hybrydowych. To charakterny, wyrazisty trunek o świetnej strukturze bąbelków (wszystkie musiaki wytwarzane są tu metodą szampańską) i mineralno-drożdżowym posmaku, przełamanym elegancką kwasowością, bez stosowania dosage’u (a więc w żaden sposób nie dosładzane), jest znakomitym podglebiem do opowieści sięgającej czasów rewolucji francuskiej. – Wymysłów istniał już wtedy od paru stuleci – ale „Francuskim” stał się właśnie wtedy, pod koniec XVIII wieku, gdy trafił tu, uciekający przed rewolucyjnym terrorem Stanislas Jean de Boufflers, postać barwna i wybitna. Chrześniak byłego króla Polski, Stanisława Leszczyńskiego, kawaler maltański, marszałek polny w służbie Ludwika XVI, gubernator Senegalu oraz członek Akademii Francuskiej i Stanów Generalnych. Jednak rewolucja zmusiła go, wraz z grupą najbliższych współpracowników, do ucieczki. Ostatecznie schronienie znalazł w Wymysłowie, którego nazwa wzbogaciła się w ten sposób o dodatkowy wyraz.
Piękna ilustracja francusko-polskich losów w burzliwej końcówce XVIII stulecia. No i element, przydający posiadłości Jacka Jantonia dodatkowego splendoru, całkiem mile widzianego w kontekście prowadzonej działalności winiarskiej – na tym najbardziej szlachetnym poziomie. – Na pewno tak – zgadza się gospodarz. – Taki element jest zawsze przydatny, pomagając lepiej pozycjonować nasz butikowy i w gruncie rzeczy kameralny profil działalności.
Hybrydy rządzą
Mimo rozległego obszaru całego „folwarku” winorośl zajmuje obecnie 1,8 ha. – Docelowo będzie tu nie więcej niż 5 ha – mówi Jantoń. – Chyba że młode pokolenie zadecyduje inaczej. Moja starsza córka, Beata, przez wiele lat marząca o karierze lekarskiej, pewnego dnia stwierdziła, że jednak nie – i po jakimś czasie odnalazła swe nowe powołanie. Po biotechnologii na Uniwersytecie Jagiellońskim przyszły dwa fakultety w Bordeaux: jeden enologiczny, drugi z zarządzania winnicą i winiarnią. Mogę sobie tylko wyobrazić, jaką dumę będzie czuł nasz gospodarz, gdy posiadłość w Wymysłowie pozostanie w rodzinie, zarządzana i rozbudowywana przez jego własną córkę. W naszych realiach rodzinne dziedziczenie biznesu wciąż nie jest rzeczą oczywistą. Pięć hektarów (w zamierzeniu) to już całkiem sporo – ale my życzymy Jantoniom sukcesywnego powiększania areału upraw. Polskie winiarstwo jest w gruncie rzeczy na początku swej drogi (w Hiszpanii, nie mówiąc o Australii nie brakuje winnic przekraczających swą powierzchnią CAŁOŚĆ – czyli ponad 700 hektarów – nasadzeń winorośli w naszym kraju!), a historie sukcesu piszą się na naszych oczach, warto więc mieć je szeroko otwarte.
Do kieliszków trafia flagowiec Domu Jantoń, Blanc de Blancs. Łagodniejsze, mniej zadziorne i – dzięki 13 g/l dosage – bardziej przystępne: wyraźna i rześka, gruszkowo-jabłkowa owocowość i znów nuty drożdżowe, ale kojarzące się już bardziej ze świeżą bułką niż razowym chlebem. Akcent maślany przywodzi na myśl chardonnay, ale to seyval blanc.
Po chwili pan Jacek częstuje nas półsłodkim Demi-Sec (kupaż seyval blanc i vidal blanc). Mimo większej zawartości cukru (42 g/l) elegancja zostaje zachowana, a to dzięki wciąż obecnej, wyraźnej nucie owocowo-drożdżowej. Wino spędziło 12 miesięcy na osadzie (z czego jeden miesiąc w stojakach – o których za chwilę), ale żywa kwasowość się utrzymała – współgra z owocową dominantą żółtego jabłka, moreli i winogron. Złoty medal na konkursie PIWI’2021 wydaje się dostateczną rekomendacją.
Czas na obchód
Najpierw zaglądamy do stajni, pełnej zapachu świeżego siana. Jej „lokatorzy” właśnie zażywają relaksu na rozległym wybiegu, gospodarz zaś wyjaśnia filozofię swej działalności, nie tylko na poletku winiarskim:
– Wszystko opiera się na szacunku – do przyrody, tradycji, miejsca, historii, środowiska. Wszystko się ze sobą zazębia, wszystko od siebie w jakiś sposób zależy i współgra ze sobą. Jesteśmy tylko częścią całości i jeśli nie zakłócimy jej odwiecznego rytmu, sami doskonale odnajdziemy się jako ta część.
Dotyczy to produkcji wina, hodowli koni, ale też np. pozyskiwania i odzyskiwania energii – znajduje się tu imponująca bateria paneli fotowoltaicznych, zapewniająca gospodarstwu 100% energii elektrycznej. Wodę posiadłość też czerpie samodzielnie. „Zrównoważony rozwój” to tutaj nie hasło, a rzeczywistość.
Zaglądamy do powozowni – stoi tu kilkadziesiąt (!) pojazdów różnego typu, w różnych stylach i o różnym przeznaczeniu. Większość to doskonale zachowane i utrzymane powozy „z epoki” (czyli wieków XIX i XX). Nie brak okazów zbudowanych obecnie – replik pierwowzorów sprzed lat, wykonanych tymi samymi metodami i w tych samych warunkach (a więc np. bez użycia energii elektrycznej). Wszystkie pojazdy są sprawne i wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem, zarówno podczas zawodów (na ścianach nie brak dyplomów, medali i notatek prasowych na temat dokonań Jacka Jantonia również na tym polu), jak i okolicznościowych imprez.
W następnym pomieszczeniu stoi kilka drewnianych pulpitów z odwróconymi dnem do góry butelkami. Zachodzi w nich wtórna fermentacja, widać gromadzący się w szyjkach charakterystyczny, szaro-żółty osad. I tu kolejne próbki Jantoniowych specjałów. Wytrawny róż Cabernet Cortis jest świetnie skomponowany, wytrawny i uwodzicielski, pełen nut poziomkowo-grejpfrutowych, intensywnych i subtelnych zarazem. To jedno z najlepszych różowych polskich win, jakich próbowałem. 13,5% alkoholu, umiejętnie wkomponowane w strukturę, tylko przydawało mu głębi i ciała. Na finał – porcja słodkiego Solarisa Późny Zbiór, najbardziej utytułowanego wina w portfolio. Miód, kwiat wiosennego mniszka, gruszka i rodzynki – a całość dopełnia nienachalna, ale doskonale wyczuwalna kwasowość. Tak rodzą się przyszłe klasyki. Kolejne medale są tu, moim zdaniem, jedynie kwestią czasu.
Objazd i odjazd!
Zwiedzanie kończymy przejażdżką land roverem. Po drodze zaglądamy do dwóch szczególnych miejsc. Pierwsze – nad brzegiem sztucznego stawu. Wysoka na kilka metrów stroma skarpa, obsadzona kilkunastoma rzędami krzewów rieslinga, imituje warunki znane z jego niemieckich siedlisk. Wilgoć płynąca od strony stawu i południowa wystawa dają dobre grona. Najlepszym tego dowodem jest… brak choćby pojedynczej butelki tutejszego rieslinga, którą mógłbym skosztować i opisać. Wszystko poszło „między ludzi” – ale oby nasz gospodarz miał tylko takie problemy na głowie. Punkt drugi to schludny, drewniany domek. Zanim stanęły tu zabudowania, centralnym miejscem był właśnie on, postawiony jeszcze przez Janusza Jantonia – ojca Jacka, w którym zresztą pan Janusz przez kilka lat wytrwale pomieszkiwał. – Panie Jacku, a właściwie jak to wszystko się zaczęło i dlaczego poszło w takim kierunku? – zapytałem na koniec.
– Początki tego wszystkiego sięgają kilkudziesięciu lat wstecz – wspomina gospodarz. – Produkcja różnego rodzaju napojów, mniej lub bardziej przefermentowanych i na coraz większą skalę. Później podążanie za szerszymi trendami, w ciągu ostatnich dwóch dekad wytyczanych przez grzańce (w tym wypadku Galicyjski) i cydry (Dobroński). Ogromna skala, nienajgorsze pieniądze – ale przyszła pora na przekazanie całej zabawy inwestorom zagranicznym. Wciąż podążamy za trendami, jednak już w bardziej niszowym kierunku win szlachetnych, z pierwszymi nasadzeniami dokonanymi równo 10 lat temu. Idzie to w stronę szlachetności dobrze pojmowanej, bo niedawno wykarczowałem hybrydowego léona millot, a dosadziłem trochę rieslinga, którego przed chwilą widzieliśmy. Od białych hybryd na razie nie odstępuję, bo w naszych warunkach one sprawdzają się lepiej niż vinifery, a efekty trudno odróżnić, prawda? Bez słowa kiwam głową – nie sposób zaprzeczyć.
– Tak więc od „masy” odszedłem kilka lat temu – podsumowuje Jacek Jantoń. – Teraz czas na „rzeźbę”.