Wina dobrej nadziei
Udostępnij artykuł
Ponoć ideały nie istnieją, ale winiarskie wyprawy do RPA zdają się temu przeczyć. Wspaniała przyroda i krajobrazy, architektura i wino to tylko niektóre z czekających tam na nas atrakcji. Opowiada o nich Wojciech Giebuta – szef projektu „Podróże z Winem”.
Jest pan pilotem i przewodnikiem enoturystycznym na wyjazdach organizowanych przez „Podróże z Winem”. Wraz z klientami objechaliście już wszystkie kontynenty, na których rośnie winorośl. Jak na tle innych miejsc wypada Afryka Południowa?
Wypada doskonale. Najlepiej. Zdecydowanie uważam, że RPA, a w szczególności Kraj Przylądkowy, to najpiękniejsze, najwspanialsze i najlepsze miejsce dla enoturysty w Nowym Świecie. Oczywiście określenie „Nowy Świat” jest dużą przenośnią w przypadku krainy, w której winorośl uprawia się nieprzerwanie od ponad trzystu lat. Wraz z naszymi klientami regularnie podróżujemy do Afryki Południowej.
Co najbardziej się podoba w winiarskiej Afryce?
Pierwszą rzeczą, która zachwyca wszystkich odwiedzających Kraj Przylądkowy są krajobrazy. Nigdzie nie ma tak fantastycznego połączenia majestatycznych, potężnych gór z winnicami. Idealnie czyste powietrze i doskonała widoczność potęgują to wrażenie. Region wokół Kapsztadu jest szczególnie malowniczy o zachodzie słońca, gdy siedzi się na tarasie z kieliszkiem dobrego pinotage w ręce i obserwuje, jak zmieniają się barwy otaczających nas gór. Wiem, wiem – to banał, o zachodzie słońca wszędzie jest pięknie. Ale proszę mi uwierzyć – tam jest jeszcze piękniej.
Drugą rzeczą, która odróżnia Afrykę Południową od innych regionów winiarskich Nowego Świata jest ciągłość wielowiekowej tradycji. I tę tradycję widać w wielu miejscach. Pomaga w tym architektura tutejszych winiarni. Styl holendersko-przylądkowy to sposób budowania będący syntezą północnoeuropejskiego manieryzmu, ale z malajskim sposobem budowania i lokalnymi materiałami. Tak nie budowało się i nie buduje nigdzie na świecie. Jednymi z najważniejszych przykładów stylu holenderskiego są posiadłości Groot Constantia, Lanzerac i Vergelegen. Szczęśliwie się składa, że jednocześnie są to siedziby doskonałych winiarni. Zatem zwiedzając lokalne zabytki jednocześnie możemy próbować wyjątkowych win. Gdy dodam, że każde z tych miejsc dysponuje renomowaną restauracją – to czegóż więcej potrzeba do szczęścia turyście-sybarycie?
A samo wino – czy jest tu coś, co odróżnia to miejsce od innych?
Oczywiście, na samym początku trzeba wymienić odmiany charakterystyczne dla regionu – czyli przede wszystkim pinotage. To krzyżówka, która została stworzona na uniwersytecie w Stellenbosch z myślą o tutejszych winnicach. Z niewielkimi wyjątkami nie można jej spotkać nigdzie indziej na świecie. Wiele miejsc wokół Przylądka szczyci się wyjątkowymi winami z tej odmiany. Podczas naszej wyprawy odwiedzamy posiadłość Lanzerac, gdzie mamy jedyną okazję skosztowania wina z najstarszych na świecie krzewów pinotage. Wszędzie, gdzie tylko możemy, próbujemy także win z chenin blanc – białego szczepu, który poza Doliną Loary, skąd pochodzi, właśnie tutaj udaje się najlepiej.
Ale wyjątkowość tutejszych win to nie tylko unikatowe odmiany. Wielkim atutem enologicznej podroży po RPA jest możliwość poznania różnorodności terroir położonych na stosunkowo niewielkim obszarze. Wystarczy pół godziny jazdy samochodem, aby z gorącego klimatu przypominającego Prowansję przenieść się do Bordeaux z doskonałymi cabernetami, a po kolejnej godzinie być wśród zielonych wzgórz regionu Elgin, degustować doskonałe pinot noir w prawdziwie burgundzkim stylu.
Bardzo doceniam też różnorodność pomysłów i otwartość tutejszych enologów na eksperymenty oraz próby wydobycia z siedlisk tego, co najlepsze. Podczas jednej z wizyt w winnicy w Stellenbosch mamy okazję spróbować pięciu win z chardonnay. Różnią się pochodzeniem winogron, z jakich powstały (gleba, na której rosną winnice, nachylenie stoku) oraz rodzajem dębiny, w jakiej dojrzewają. To niezwykle ciekawa degustacja, która pokazuje, jak różnorodne i bogate może być tutejsze winiarstwo.
Jakie wino z Afryki Południowej najbardziej zapadło panu w pamięć?
Dużo jest takich win. Zawsze zachwycamy się The Chocolate Block z winnicy Boekenhoutskloof. Na ogół próbujemy też któregoś z tak zwanych coffee pinotage. Wspominałem już o pinotage od Lanzeraca powstającym z winogron z pradawnych krzewów. Ale winem numer jeden, którego koniecznie powinien skosztować każdy, kto odwiedza tutejsze winnice jest Vin de Constance. Warto sięgnąć po ten słodki muszkat z kilku powodów. Po pierwsze, pochodzi z najstarszej funkcjonującej do dzisiaj winnicy w regionie. Posiadłość Constance założył w 1685 roku gubernator Prowincji Przylądkowej, Simon van der Stel. Po drugie, to najsłynniejsze wino w historii regionu – zachwycali się nim nie tylko lokalni mieszkańcy, ale także Europejczycy. Wśród nich wymienia się przede wszystkim cesarza Napoleona. Dla mnie najciekawsza w całej historii związanej z tym winem jest pieczołowitość, z jaką obecni enolodzy odtworzyli smak i styl sprzed trzystu lat. To taka rekonstrukcja historyczna – dająca przy tym doskonałe, naprawdę doskonałe wino, śmiało mogące konkurować z sauternesem, a nawet tokajami.
W jakiej porze roku najlepiej pojechać do Afryki Południowej?
Zawsze. Ale tak zupełnie naj, najlepiej, to na przełomie lutego i marca. U nas w Polsce nieznośnie przedłużająca się zima, a tam koniec lata. Nie ma już upałów, na krzewach dojrzałe winogrona, wszędzie kwitną bugenwille, strelicje i hibiskusy. Pięknie tam wtedy jest.
Czy podczas organizowanych przez „Podróże z Winem” wypraw skupiacie się tylko na winie, czy też macie czas na to, żeby zobaczyć również tą nieenologiczną Afrykę?
Nie jest to łatwe – bo wartych odwiedzenia winnic jest mnóstwo – ale tak, staramy się znaleźć czas na inne atrakcje, których tu nie brakuje. Naturalnie jedziemy na całodniową wycieczkę na Przylądek Dobrej Nadziei. Świetnie się składa, ponieważ na samym początku półwyspu ulokowana jest winnica Constantia – więc po drodze do niej zaglądamy. Zwiedzamy też winiarskie miasteczka Stellenbosch i Franschhoek, a ostatnie dwa dni spędzamy w Kapsztadzie, który naprawdę wart jest zwiedzania.
Jednym z najczęstszych skojarzeń z Afryką są oczywiście dzikie zwierzęta. Tych, którzy chcą poczuć smak dzikiej Afryki, zachęcamy do przedłużenia wycieczki i wybrania się z nami na kilkudniowe safari do Zambii, Botswany lub do Parku Narodowego Krugera. Tam czeka afrykańska wielka piątka, a także wodospady Wiktorii, rzeka Chobe, Góry Smocze…
Ale to już zupełnie inna historia.