(Kontr)etykieta, czyli co robić, a czego nie zwiedzając winnicę
Udostępnij artykuł
Spośród wielu przyjemności, jakich może doświadczyć miłośnik wina, największą jest spróbować go w winnicy, w miejscu, gdzie powstaje i w towarzystwie jego twórcy. Jak się do takiej wyprawy przygotować?
Bo że trzeba – nie powinno dziwić, tak jak nie dziwi, że miłośnik górskich wycieczek przed wyjazdem analizuje mapy i szuka najbardziej odpowiednich szlaków, a potem starannie pakuje plecak. Gwarantuję, że każda poświęcona na to minuta zwróci się stukrotnie.
Czy jesteśmy gotowi?
Pewne oznaki świadczą o tym, że nie bardzo, a w każdym razie – nie zawsze. Podsumowuje to wierszyk krążący w mediach społecznościowych, a stworzony przez polskich winiarzy.
U winiarza odwiedziny
Degustacja dwie godziny
Jest zwiedzanie, opowieści
Są historie pełne treści
Są turyści bardzo mili
Ale wina… Nie kupili
Jeśli Tobie też się zdarza
Wyjść bez wina od winiarza
Popraw wnet maniery swe
Kup butelkę albo dwie
Cokolwiek by mówić, to dość jasna krytyka zachowania gości, chociaż odnosi się tylko do jednego aspektu enoturystycznej etykiety – niepisanego zwyczaju wręczania zapłaty za wizytę, który to zwyczaj wyraża się w zakupie wina i jest podziękowaniem za poświęcony czas oraz wiedzę, jaką gospodarz się z nami dzieli. Takich niepisanych zasad jest znacznie więcej i zaraz wam je przedstawię.
Nie jest to żaden sztywny kodeks, a raczej zbiór porad i dobrych praktyk, których stosowanie sprawi, że: a) dla winiarza enoturysta będzie oczekiwanym gościem; b) wizyta w winnicy zamieni się w prawdziwe święto, a przy okazji bardzo dużo się nauczymy – twórcy wina wiedzą o nim najwięcej.
Poznaj gospodarza, zanim go odwiedzisz
Już nie tylko za granicą, ale i w Polsce są skupiska winnic, a nawet pojedyncze miejscowości, gdzie jest ich kilka. Którą z nich wybrać? Tu oczywiście nie ma jedynie słusznej odpowiedzi. Ale jest jedna święta zasada: dowiedz się o miejscu/ach, które chcesz odwiedzić jak najwięcej. To pozwoli ci zdecydować, a po dokonaniu wyboru – wstępnie rozeznać się w temacie. Niby oczywiste, by nie powiedzieć, banalne. Tymczasem wielu enoturystów nie odwiedza nawet strony internetowej winnicy i pojawia się w niej ad hoc. Nie popełniaj tego błędu!
Powiesz: nie zawsze się da, bo czasami wizyta w winnicy to absolutny spontan. Jasne. Czasami nie ma innego wyjścia, jak tylko zdać się na improwizację. Na przykład wtedy, gdy winnica niejako sama nagle objawi ci się podczas wizyty w innym miejscu. A takich sytuacji nie brakuje, również w Polsce. Świetnym dowodem na to jest opowieść mojego znajomego, który całkiem niedawno wybrał się na od dawna zaplanowane zwiedzanie Szlaku Orlich Gniazd na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, a skończył nieoczekiwaną wizytą w jednej z jurajskich winnic. W takiej sytuacji trzeba jednak jasno o tym „spontanie” winiarza poinformować.
Research: co i dlaczego?
Robiąc rozpoznanie, warto zastosować metodę „od ogółu do szczegółu” – czyli najpierw zrobić ogólne rozeznanie, a następnie – zagłębić się w szczegóły. Oto kilka rzeczy, które opłaci się sprawdzić przed wizytą.
Zwróć uwagę na wielkość winnicy – szczególnie gdy planujesz jej odwiedziny za granicą. Duzi producenci – ci, których etykiety zwykle znasz z marketowych półek – przeważnie proponują zunifikowany, płatny program turystyczny, z reguły dostępny w kilku językach i obejmujący, bez względu na kraj czy region, wizytę w piwnicy pełnej beczek, czasem rzut oka na fragment linii produkcyjnej, jak butelkowanie czy etykietowanie. Po drodze poznasz historię winnicy i nasłuchasz się, jaki to ten producent jest „naj”. Wreszcie zaś spróbujesz 3–5 win z oferty. I raczej będzie to niższa półka, na degustację pozycji premium nie ma co liczyć. Całość zwieńczy wizyta w firmowym sklepiku.
Sam takie miejsca omijam. Z kilku powodów. Po pierwsze: program, jak wspomniałem, jest mocno zbliżony w każdej tego typu winnicy. Byłeś w jednej, byłeś we wszystkich. Są oczywiście wyjątki. Gdyby na przykład miała to być twoja pierwsza zagraniczna wizyta enoturystyczna (choćby przy okazji zwykłej ogólnotematycznej wycieczki), to – jasne – idź w to. Tak samo w przypadku wielkich marek, firm-ikon, które – mimo że wieje banałem – zwyczajnie wypada odwiedzić. Po drugie: ceny. Takie programy często są dosyć drogie. Po trzecie i najważniejsze: anonimowość przekazu. Z winemakerem raczej nie porozmawiasz, bardziej specjalistyczne pytania najpewniej pozostaną bez odpowiedzi. O ile w ogóle będzie szansa jakiekolwiek pytanie zadać. Wiecie, jak to jest, gdy przewodnik prowadzi trzydziestoosobową grupę…
Zamiast tego poszukaj małych, rodzinnych producentów. W ten sposób poznasz nie firmę, a człowieka, którego decyzje mają realny wpływ na zawartość kieliszka. Będzie szansa na rozmowę, nie zaś wysłuchanie przygotowanego spiczu. Dowiesz się, co tego człowieka inspiruje, jak wygląda codzienność winiarza (a ta często jest daleka od obrazków z folderów i reklamówek). Jeśli między wami zaiskrzy, jest szansa na spróbowanie czegoś nietypowego, niedostępnego w innych miejscach, np. moszczu albo win dopiero dojrzewających. A to atrakcje nie do przecenienia i naprawdę istotny element winiarskiej edukacji.
Upewnij się, czy i kiedy dana winnica przyjmuje gości. Często te małe są w stanie robić to tylko w określone dni i w określonych godzinach. Nierzadko jedynie po wcześniejszym umówieniu. Produkcja wina to ciężkie i czasochłonne zajęcie, dlatego niech cię nie dziwi, że wizyta nie zawsze jest możliwa. Dlatego zdecydowanie zalecam umówić się z wyprzedzeniem, tak jak z wyprzedzeniem kupujesz bilety na oblegane seanse filmowe i wystawy czy (coraz częściej) umawiasz się na towarzyskie spotkania, nawet z bliskimi znajomymi. Zwykle jeden e-mail czy SMS załatwią sprawę. Ale zanim go wyślesz, zwróć uwagę na jeszcze jeden drobiazg: czy będziesz w stanie się komunikować. W Polsce rzecz jasna tak, ale za granicą bywa różnie. Bariery językowej nie da się przeskoczyć, a nie możesz liczyć na to, że grecki, portugalski lub włoski winiarz mówi po polsku czy nawet po angielsku. Wielu z nich posługuje się językiem obcym, ale nie zawsze tym, który znasz. Na szczęście, zwykle rzut oka na stronę internetową pozwoli to sprawdzić.
Poznaj obiekt wizyty. Może to właśnie ten producent jest gwiazdą regionu, może ma jakąś specjalizację, a może w ostatnich miesiącach spadł na niego deszcz nagród i wyróżnień na targach, konkursach i challenge’ach. Przy okazji spróbuj się czegoś dowiedzieć o specyfice apelacji czy o lokalnym stylu. Nikt nie wymaga wiedzy eksperckiej, ale spróbuj jej zdobyć choć tyle, żebyś mógł uczestniczyć w rozmowie czy zadawać sensowne pytania. Winiarz to doceni, a twoje szanse na coś ekstra z jego strony wzrosną w sposób znaczący. Poza tym unikniesz sytuacji, w jakiej znalazł się jeden z turystów w regionie tokajskim, gdy podczas degustacji wieńczącej wizytę zapytał, dlaczego od tokajów białych od razu przeszliśmy do słodkich, dlaczego pominięto róże i czerwienie. Wierzcie mi: wzrok producenta w tej chwili mówił wszystko.
Może się zdarzyć, że na jeden dzień zaplanujesz sobie więcej niż jedną wizytę, co samo w sobie nie jest złym pomysłem, pozwala bowiem na poznanie nie tylko stylu konkretnego producenta, ale też wyrobienie sobie jakiegoś poglądu o stylu apelacji czy regionu. W takim wypadku trzeba jednak koniecznie założyć sobie dość duży bufor czasowy. Winiarze to gościnni ludzie i – jak nauczyło mnie doświadczenie – wielokrotnie było tak, że wizyty zaplanowane na półtorej czy dwie godziny trwały cztery, a podczas nich winiarz wielekroć wyjmował „małe co nieco” z własnej kolekcji. Nietaktem jest przerwać, nawet gdy kolejne spotkanie miało się zacząć godzinę temu. Dlatego zawsze zakładajcie sobie margines czasowy, najwyżej w przerwie wypijecie kawę.
Podczas wizyty
Wszystko zaplanowane i potwierdzone, wiedza zdobyta, e-maile wymienione. Zaczyna się wizyta albo jesteśmy tuż przed nią. Tu również obowiązują pewne zasady.
Przybądź punktualnie. Oczywiście po drodze wiele może się zdarzyć, wszak licho nie śpi, szczególnie gdy jedziemy z daleka. I o ile słynny akademicki kwadrans jest jeszcze do przyjęcia, o tyle w wypadku dłuższego poślizgu powiadom o tym wcześniej. W czasach smartfonów nie jest to trudne, wystarczy SMS. Licz się jednak z tym, że spotkanie może zostać skrócone, a w wypadku znaczącego spóźnienia nawet odwołane. Dlatego warto być punktualnym.
Pamiętaj, że nie każda winnica jest bordoskim château. Większość winiarni to zwykłe rolnicze gospodarstwa. Nieraz zostaniesz przyjęty wręcz w prywatnym domu winiarza i nie zawsze będą tam luksusy, a częściej standard i klimat jak u cioci na wsi. Rzecz dotyczy właściwie całej Europy, winiarze niemieccy, węgierscy, portugalscy czy morawscy zwykle żyją skromnie, nie inaczej jest u nas w Polsce. W żadnym wypadku nie daj po sobie poznać, że spodziewałeś się czegoś rodem z albumu Winnice Riojy.
Jeśli wizyta jest płatna (chociaż w wypadku małych, rodzinnych winnic zdarza się to raczej rzadko), opłatę uiść przed rozpoczęciem zwiedzania. Tak się przyjęło, po prostu to zaakceptuj. Ale – powtarzam – opłata za zwiedzanie i degustację jest raczej wyjątkiem niż regułą.
Przygotuj się, szczególnie gdy odwiedzasz winiarza w weekend, że nie będziecie sami. Być może na ten sam dzień twój gospodarz umówił też inną wizytę. Nie miej mu tego za złe. W żaden sposób nie zmniejszy to atrakcyjności waszego spotkania. Bądź miły i pomocny dla współodwiedzających. Pewnie spędzicie sporo czasu przy wspólnym stole, warto od początku podejść do siebie z sympatią.
Słuchaj z zainteresowaniem, nie przerywaj, ale gdy będziesz miał wątpliwości, nie wahaj się zadać pytania. To ma być dialog, a nie wykład winiarza. Jeśli dysponujesz wiedzą o nim, np. jego trofeach z targów czy konkursów, to mu o tym powiedz – może w efekcie na stół trafi któraś z medalowych butelek.
Podczas degustacji zawsze pochwal wino, choćby było „kontrowersyjne”. Zawsze też przyjmij to, czym cię częstują. Wyłącznie do winiarza należy decyzja, czy sięgnąć do piwnicy głębiej, nie naciskaj. Jeśli będzie miło, na pewno pochwali się tym, co ma najlepszego.
Pamiętaj, że wino to też alkohol, a przy dłuższym line up’ie łatwo zatrzeć granice pomiędzy degustacją a biesiadą. Trzymaj fason, nie zapominaj od czego jest spluwak. Dotyczy to nie tylko kierowców, choć tych oczywiście najbardziej.
Winiarze to ludzie jak my, winiarstwo to ich pasja i praca, ale chętnie porozmawiają też na inne tematy. Staraj się jednak unikać tych kontrowersyjnych, jak polityka, religia, kwestie społeczne. Zamiast tego spróbuj skorzystać z ich wiedzy lokalnej. Od wina łatwo przejść choćby do specjałów miejscowej kuchni. Poproś o wskazanie lokalnej knajpy na lunch czy kolację. Jeśli to konieczne, nie miej też oporów, by dodać, że interesują cię raczej miejsca budżetowe. Zapytaj o mniej znane atrakcje turystyczne w okolicy czy nawet o drogę na skróty do najbliższego miasta. To jest ich miejsce i wiedzą o nim najwięcej. Na zachętę dodam, że nigdy nie jadłem tak dobrze, jak w restauracjach, a czasami wręcz barach wskazanych przez winiarzy.
Wyświadcz winiarzowi pewną grzeczność. Dla niego takie wizyty to działalność promocyjna, wspomóż go w tym. Pamiętaj, że wszyscy żyjemy w czasach wszechobecnych mediów społecznościowych: zapostuj na FB, daj zdjęcie czy filmik, napisz kilka ciepłych słów i koniecznie go oznacz. Jeśli jest taka możliwość, wystaw opinię – na przykład na TripAdvisorze czy Mapach Google. Ty zyskasz fejm pośród znajomych, a on będzie miał szansę przedstawienia swojej oferty szerszemu gronu potencjalnych klientów.
Szanuj czas swego gospodarza. Z doświadczenia wiem, że spotkania zwykle trwają dłużej niż planowaliśmy, ale kiedyś muszą się skończyć. Jeśli wyczujesz, że to już ten moment, nie przedłużaj wizyty dodatkowymi pytaniami, po prostu grzecznie zacznij się żegnać i dziękować za poświęcony czas.
Teraz najbardziej kontrowersyjna (tak, wiem, nie dla wszystkich, ale jednak) zasada. Przyjęło się, że zapłatą za degustację i poświęcony czas są zakupy. Przyjęło się również, że jest to jedna butelka wina ze średniego przedziału cenowego na każdego dorosłego uczestnika. I tej zasady trzeba się trzymać. Słowem: nie wychodzimy od winiarza bez butelki. Proszę, pamiętaj: dla małych, rodzinnych firm taka sprzedaż na miejscu to czasami nawet 60% rocznych przychodów. Bez tego wiele małych winnic zwyczajnie nie przetrwa. I jeszcze jedno: nie targuj się o cenę.
Jeśli już bardzo chcesz się targować, to zrób ciut większe zakupy. Minimum karton, lepiej dwa. Pamiętaj przy tym, że za granicą często winiarz zaproponuje wam wysyłkę do Polski. Nie wyjdzie wcale drogo. Podobnie w Polsce: możesz umówić się na dostawę kartonu tej czy tamtej etykiety – np. na Boże Narodzenie, a opłatę uiścić od razu – na miejscu podczas wizyty lub później – online czy za zaliczeniem pocztowym.
Na sam koniec warto zwyczajnie się pożegnać, podziękować za gościnność, za poświęcony czas. Może umówić się, że kiedyś, jak los pozwoli, wpadniesz ponownie, aby spróbować nowych roczników. Grzeczność nic nie kosztuje.
Jak widzisz, wszystkie te zasady to nic, z czym warto dyskutować. Raczej dostosowanie do konkretnych warunków podstaw kultury osobistej, czy – jak piszą w cytowanym wierszyku Winogrodnicy.pl – manier. Tylko tyle i aż tyle. Stosując te proste reguły, u każdego winiarza będziesz mile widziany, a to się zawsze opłaca. Wierzcie mi, zakamarki w piwnicach winiarni kryją nieliche skarby. Klucz do nich ma winiarz, a wy macie klucz do sympatii winiarza.