E viva ekspansja!
Udostępnij artykuł
Magazyn „Czas Wina”, który wyróżnia osobowości świata wina tytułem Człowieka Roku, we wrześniu 2023 przyznał aż dwa równorzędne: przypadły one współtwórcom sukcesów wielkiego gracza na rynku win nie tylko wzmacnianych, grupy González Byass. Laureatami zostali Mauricio González-Gordon – prezes grupy oraz Carlos González-Gordon – dyrektor marketingu.
Korzystając z obecności obu panów na uroczystości wręczenia wyróżnień w czasie ceremonii we Wrocławiu, z Mauricio González-Gordonem rozmawiał Wiesław Polakiewicz
Sherry budzi skojarzenia z brytyjską lady, serwującą koleżankom kieliszeczek cream podczas popołudniowej herbatki. Nawet jeśli tak się wciąż dzieje, to z całą pewnością nie jest to wasza główna grupa docelowa. Jak aktualnie postrzegacie główne grupy odbiorców sherry?
Sherry jest obecna na rynku od bardzo dawna i rzecz jasna adresowana do różnych typów odbiorców. To szeroka kategoria, która obejmuje różne gatunki – od słodkich o pełnym ciele po lekkie, wytrawne i jasne w stylu fino. Te wina kierowane są do skrajnie różnych grup konsumentów. Konsumpcja poszczególnych kategorii jest różna. Przykładowo, w Hiszpanii 85% spożycia to odmiany wytrawne w stylu fino i mazanilla, z kolei w Wielkiej Brytanii wiodą prym najsłodsze. Dążymy do tego, aby zachować odpowiednią proporcję między klientami tradycyjnymi, którzy zawsze będą stanowić znaczną grupę odbiorców, a młodszymi konsumentami, którzy mają zupełnie inne oczekiwania i preferencje.
W jaki sposób komunikujecie się z odbiorcami z obu tych grup?
W naszej strategii założyliśmy trzy główne kanały przekazu. Pierwszy to prasa specjalistyczna, wyjaśniająca techniczne aspekty enologiczne w interesujący sposób. Drugi – szeroko rozumiana edukacja rynku. Mam tutaj na myśli nie tylko González Byass, ale cały sektor, którego celem jest wysyłanie w świat przekazu na temat sherry, m.in. na temat tego, w jaki sposób sherry paruje się z jedzeniem. Przykładowo, wraz z Consejo Regulador organizujemy międzynarodowy konkurs Copa Jerez, mający na celu wyłonienie restauracji, która najlepiej poradzi sobie z pairingiem sherry z daniami i deserami. Regularnie aranżujemy też spotkania i degustacje z restauratorami, sommelierami, enologami i dziennikarzami, podczas których chcemy przede wszystkim opowiadać o sherry. Ostatnią ścieżką komunikacji są restauracje. Obserwujemy ostatnio wzmożone zainteresowanie szefów kuchni i sommelierów, którzy doceniają możliwości food pairinigu, jakie stwarza sherry. Stale rosnące zainteresowanie tym winem ze strony nie tylko młodszych konsumentów, ale również wchodzących do zawodu profesjonalistów utwierdza mnie w przekonaniu, że te wszystkie działania informacyjne, jakie prowadzimy przynoszą skutek i są potrzebne.
Pracował pan w dużych korporacjach w ogóle niezwiązanych z branżą winiarską. Jak zaczęła się przygoda z sherry i jak wyglądało pana wejście w świat wina?
Z wykształcenia jestem ekonomistą, skończyłem studia MBA w USA i pracując w biznesie miałem okazję zdobyć praktyczne doświadczenie w kalkulacji kosztów, tworzeniu i kontroli budżetów oraz analizach finansowych. Z kolei w swojej późniejszej karierze zyskałem doświadczenie związane z planowaniem produkcji i jej controllingiem. Może to mało romantyczne, ale w połączeniu z umiejętnościami miękkimi pozwoliło mi doskonale odnaleźć się w strukturach rodzinnej firmy González Byass, do której dołączyłem na pewnym etapie mojej kariery.
Jakie są główne założenia ekspansji zagranicznej firmy González Byass? Dlaczego np. Meksyk i Chile, a nie Argentyna i Urugwaj? Jak wygląda proces decyzyjny? Czy to bardziej łapanie okazji, czy raczej element poważnego planu, który skrupulatnie realizujecie?
To zdecydowanie jest plan. Nasza ekspansja zaczęła się w Hiszpanii, gdzie przez ponad 150 lat produkowaliśmy sherry i brandy. W pewnym momencie uświadomiliśmy sobie, że rynek się zmienia, pojawia się wiele nowych winnic, konsumenci poszerzają pole wyboru, sięgając również po wina zagraniczne. Tak naprawdę w tym momencie mieliśmy dwie opcje – zatrzymać się i stać się wysoce wyspecjalizowanym dostawcą sherry na dość niszowym rynku lub też dać się porwać procesowi zmian, które działy się na naszych oczach, rozszerzając działalność. Początkowo ekspansja objęła 9 różnych regionów winiarskich Hiszpanii, aby móc oferować produkty, które będą dobrze reprezentować enologiczną różnorodność kraju – od Riojy po Riberę, od Rías Baixas po Somontano.
Oprócz tego sherry zawsze było towarem eksportowym (przeciętnie 70%) i w pewnym momencie stanęliśmy przed decyzją, na jakich rynkach skupić uwagę. Wybór padł na Wielką Brytanię, gdzie tradycja picia sherry nie podlega dyskusji, USA, będące największym rynkiem wina na świecie, oraz Meksyk, który potraktowaliśmy jako młody, rozwijający się rynek charakteryzujący się ogromnym przywiązaniem do produktów hiszpańskich. Krok po kroku udało się powołać jednostkę odpowiedzialną za eksport sherry na te trzy rynki.
A plany na przyszłość? Czy Polska może być jednym z rynków, które zostaną wzięte pod rozwagę, jeśli chodzi o wasz rozwój w najbliższym czasie?
Polska jest krajem, w którym jesteśmy obecni od ponad stulecia. Śledzimy polski rynek i z zainteresowaniem przyglądamy się temu, jak się rozwija, jak ludzie coraz lepiej rozumieją wino. Potencjał jest ogromny, jednak konsumpcja wina per capita w dalszym ciągu jest dużo niższa niż w wielu innych krajach. Z pewnością wasz rynek będzie wzrastać i cieszy nas, że możemy brać w tym wzroście udział ze swoimi produktami – hiszpańskim sherry czy winem z Chile. Nie będziemy aktywnie inwestować w produkcję wina, bo mamy za sobą okres sporych nakładów w ostatnich latach i teraz musimy skoncentrować się na rozwoju tego, co już zbudowaliśmy w innych regionach, ale z pewnością będziemy obecni i skupieni na polskim rynku ze swoim portfolio.
Jakie są wasze główne rynki zbytu? Jaką pozycję zajmuje Polska?
Sprzedajemy na całym świecie. Przykładowo, nasza marka Tío Pepe jest obecna na ponad 110 rynkach, stała się już marką globalną. Podobnie Beronia, wino z Riojy, obecna w ponad 80 krajach, pretenduje do takiego miana. Przeciwnie do tych przykładów inne marki są raczej lokalne. Największym rynkami pozostają Wielka Brytania, USA i Meksyk. Jesteśmy obecni w Chinach – głównie z naszymi winami z Chile; również w Korei Południowej, Singapurze. No i rzecz jasna Europa, w szczególności Wielka Brytania, jest dla nas bardzo ważna. Polska obecnie to dla nas nieduży rynek, ale z pewnością taki, do którego przykładamy specjalną wagę, bo widzimy, jaki ma potencjał wzrostu.
Co łączy Andaluzję i Szkocję? I do czego szkocka whisky potrzebuje Andaluzji?
To historia i tradycja, efekt synergii i symbiozy. Przez ponad 100 lat wysyłaliśmy tam sherry w beczkach, bez butelkowania. Gdy taka beczka docierała do Szkocji, zbyt kosztownym było jej odsyłanie. Zaczęto więc wykorzystywać ją do dojrzewania whisky. Z czasem stało się to tradycją, ale to my tę tradycję zainicjowaliśmy. Co więcej, stało się to nową modą. Za sprawą Consejo Regulador udało się uregulować kwestie związane z handlem beczkami po sherry, tak aby zagwarantować ich jakość i andaluzyjskie pochodzenie. A ponieważ podaż jest ograniczona, ceny rosną. Niektórzy z producentów whisky (np. Macallan) w trosce o ciągłość dostaw inwestują w Jerez w winnice, a nawet w źródła pozyskiwania dębiny i firmy bednarskie w USA.
Ten układ ma charakter symbiozy i będzie trwał. Obok tej romantycznej strony jest również biznesowa i o nią też dbamy. Rozpoczęliśmy więc produkcję własnej whisky. Nazywamy ją Nomad, ponieważ zamiast wozić beczki do Szkocji, przywozimy stamtąd whisky i pozwalamy dojrzewać jej u nas, w Jerez, w beczkach po sherry. Ten produkt dobrze sobie radzi, dlatego ostatnio wprowadziliśmy na rynek whiskey z Irlandii, irlandzkiego Nomada.
Jak w González Byass podchodzi się do kwestii globalnego ocieplenia? Jakie działania są podejmowane, aby mu zapobiegać i minimalizować jego skutki?
Moja rodzina od kilku pokoleń angażuje się w ochronę przyrody. Mój ojciec był jednym z założycieli Hiszpańskiego Towarzystwa Ornitologicznego, aktywnie uczestniczył też w tworzeniu Parku Narodowego Doñana. Jesteśmy wrażliwi na przyrodę. Wiemy, że zmiana klimatu dotyka wszystkich, w tym branżę winiarską. Nie możemy przenieść się z uprawami w inną strefę klimatyczną. Pracujemy zatem nad ograniczeniem emisji CO2, redukujemy zużycie wody i orientujemy się na uprawy organiczne. Wszystkie te procesy nie tylko regularnie certyfikujemy poprzez Bureau Veritas, ale także dokładnie mierzymy ich rezultaty. Przykładowo korzystamy z 6 różnych rodzajów energii odnawialnej, która pokrywa już 30% naszego całkowitego zapotrzebowania na prąd, 25% naszych winnic jest organiczne, a w ciągu ostatnich 10 lat zredukowaliśmy emisję dwutlenku węgla o 60% w całym regionie sherry. Opieramy się na wytycznych agendy ONZ, cały czas mając świadomość, że zmiany wymagają czasu.
Drugim obszarem naszej działalności jest ochrona winnic przed skutkami globalnego ocieplenia, którego doświadczamy już teraz. Przeprojektowujemy je, używamy innych stoków, orientacji rzędów nasadzeń, zmieniamy sposób przycinania. Szukamy także nowych, bardziej odpornych na upał i suszę klonów. Wspieramy się też nowoczesną technologią. Bardzo interesujący i obiecujący projekt realizujemy wraz z jedną z firm energetycznych. Zainstalowaliśmy ruchome panele słoneczne, które w inteligentny sposób monitorują stan gleby i roślin, i w zależności od uzyskanych informacji zmieniają swoje położenie i profil padającego cienia, chroniąc tym samym rośliny przed nadmiernym nasłonecznieniem. To projekt pilotażowy, któremu wszyscy bardzo wnikliwie się przyglądamy – liczymy na to, że skutecznie ochroni winnice.
Tymi sposobami, mamy nadzieję, krok po kroku zbliżymy się do strefy zeroemisyjności oraz ochronimy dobrostan naszych społeczności i winogradów.