Etykiety: długa historia ze zwrotem akcji
Udostępnij artykuł
Trzeba uczciwie przyznać, że start w tej materii był opłakany. To co mieli do zaproponowania winiarze u samego początku nowej historii polskiego wina… no cóż – po prostu wołało o pomstę do nieba. Wśród etykiet królowały wtedy samoróbki i radosna twórczość – realizacja rodzinnych pomysłów, projekty domorosłych „grafików” sfinalizowane na najprostszych drukarkach. Amatorszczyzna pełną gębą. Jednak w tym czasie jeszcze aż tak nie zwracało się na to uwagi. Prawdą jest, że priorytety winiarzy (i konsumentów) były zupełnie inne – nie estetyka butelki, jej oprawa, a uzyskanie dobrego „wkładu” – po prostu pijalnego wina. Dopiero z czasem, gdy przybywać zaczęło coraz lepszych win oraz – to przede wszystkim – polskie winnice zaczęły się komercjalizować, sprzedawać swoje wino, „w etykietach coś drgnęło”. Nie było innego wyjścia. Musiały pojawić się bardziej profesjonalne projekty. Wszak nie od dziś wiadomo, że etykieta – i generalnie opakowanie – pełni istotną rolę w sprzedaży. Mniej zorientowany konsument nierzadko „kupuje oczyma”, wybiera butelkę z estetyczną, niebanalnie zaprojektowaną etykietą. Nic więc dziwnego, że gdy tylko oferta polskich win zaczęła się (coraz szybciej) poszerzać, etykiety stawały się coraz ciekawsze – lepiej sprecyzowane marketingowo i estetycznie dopracowane.
Ręczna robota, Dwurnik i gęś
Co wynika z ich pobieżnej analizy? Są takie, które podkreślają „moment sprzedażowy” – należy do nich np. etykieta Świętomarcińskiego z Winnicy Srebrna Góra. Sezonowe wino świętomarcińskie sprzedawane jest jako młode, w listopadzie i tradycyjnie łączone w tym czasie z gęsiną – nalepkę zdobi więc prosty i piękny szkic gęsiej szyi. Przyjazne, miłe i podobające się ludziom wizerunki fauny i flory w ogóle są na czasie (Winnica Zadora, Winnica Nadwiślańska, Winnica Słońce i Wiatr). Powstają także projekty oparte na unikalnym pomyśle, minimalizmie i prostocie (Winnica na Dziole) zabawie grafiką (Winnica Przybysławice) czy określające charakter siedliska (zdjęcia występujących na danym terenie minerałów, np. agatów – Winnica Agat). Mamy też tradycje rodzinne (hippika, konie – Winnica Silesian), współpracę z „wielkimi nazwiskami” (Winnica Małe Dobre – etykiety stworzył ceniony malarz i grafik Edward Dwurnik) i nawiązania do osobistych sympatii czy zainteresowań winiarza: Winnica Moderna (wrocławski modernizm), Winnica Zagardle (psy rasy cane nero), czy szybkie reagowanie na bieżące wydarzenia (wina Pandemiczne z Winnicy Miłosz). Przypadek bardzo oryginalny to Johanniter Ultra z Winnicy Dom Bliskowice: „etykieta” nie jest papierowa, a wymalowana ręcznie, bezpośrednio na szkle.
Opisy kontekstów i pomysłów można by mnożyć, ważne, że nastąpiło ożywienie i dostrzeżono wcześniejsze problemy. Jest coraz ciekawiej i coraz mniej banalnie. Pozostaje wierzyć, że ten trend się utrzyma i że polskie wina będą cieszyć nie tylko podniebienie, ale i oko.