Nadodrzański pejzaż
Udostępnij artykuł
Sezon 2022 to czas słońca. Winnica zaczęła kwitnienie 5 czerwca, więc zbiorów spodziewaliśmy się nieco wcześniej niż zwykle. Zbyt wysokie temperatury (nierzadko w granicach 36 stopni) nie przyspieszą jednak winobrania. Rocznik zapowiada się dobrze, bo było sucho i mamy nadzieję, że wrzesień i październik też nie będą wilgotne (pod koniec sierpnia jednak lunęło, padało cztery dni z rzędu).
Bacillus subtilis
Mimo że zimowe cięcie było drastyczne – pozostawiliśmy krótkie ramiona, na cztery, pięć oczek – krzewy szaleją, chcą rodzić dużo, tak że na latorośli mamy często trzy grona i właśnie teraz (a jest druga połowa sierpnia) usuwamy nadmiar owoców. Leżące na ziemi przebarwione jagody pinot noir i zweigelta dziwią naszych gości. Tłumaczymy, że redukcja pozwoli na większą dojrzałość pozostałych gron i co za tym idzie, lepszą jakość wina. Tak uczył mistrz Lubomír Glos, a my jesteśmy wierni jego naukom.
I choć wszystko piękne i zdrowe, jesteśmy czujni. Pielęgnacja idzie pełną parą, usuwamy wilki (czyli zielone pędy wyrosłe z pnia lub ramion wieloletnich), nadmiar latorośli i liści. Co tydzień na czterech parcelach, po których rozsiana jest winnica, robimy opryski. Oczywiście zgodnie z wytycznymi uprawy BIO. Głównie grzybobójczym szczepem bakterii Bacillus subtilis, wodorowęglanem potasu i siarką.
Winnica jest wypielęgnowana podręcznikowo. Jeszcze w sierpniu załogę opuszczają Natasza i Oksana, której mąż służy w piechocie i po szkoleniu na jednym z poligonów zachodniej Ukrainy rusza na front w okolice Chersonia. Na miesiąc wyjeżdżają Sara i Robert, którzy po zbiorach we Francji i Szwajcarii wrócą do nas jeszcze we wrześniu. Białorusini Aleksander Hizun i Maria Kosteniuk pracują dalej. Czas spędzamy w winnicy, piwnicy, gościmy turystów. Odkryciem jednej z degustacji jest pinot noir podany do wegańskiego dania opartego na bakłażanie.
70 metrów nad poziomem Odry
Nasze parcele są w odległości od kilometra do trzech od koryta Odry i 70 metrów nad poziomem rzeki. Katastrofa ekologiczna nie przełoży się na jakość wina. Jednak w sierpniu turystów mamy mniej niż zwykle, niektórzy odwołali wizyty. Chcemy czy nie, region jest utożsamiany z rzeką. Ta część zachodniej Polski to winnice, lasy, jeziora i właśnie Odra, którą – nie oszukujmy się – od dobrych stu lat zatruwa człowiek.
Odra zawsze była bombą zegarową. Metale ciężkie, pokopalniane sole, rozpuszczalniki i inne trucizny chłonęła i chłonie jak gąbka. Winne są nadodrzańskie zakłady, gospodarstwa rolne i sami mieszkańcy, którzy bezrefleksyjnie spuszczają do niej azotany, fosforany i wszystko to, co mają pod ręką. Oczywiście – odpowiedzialność ponosi państwo. Bo nigdy nie dbało o ochronę przyrody, inspekcje ochrony środowiska w kraju nad Wisłą i Odrą to fikcja. A skoro państwo nie daje rady, trzeba zacząć od siebie. I od edukacji. Prosta prawda: uprawa biologiczna nie generuje trucizn i nie zabija natury.
Od wielu lat obserwowaliśmy parę żurawi, która rano przelatywała nad winnicą w kierunku południowym, a wieczorem wracała nad Odrę. Nagle ta para zniknęła z nieba. A według tych przelotów można było orientować się w czasie. Nad martwą rzeką pojawiły się za to ptaki, które przypominają te z horroru Alfreda Hitchcocka.
Bocian i czapla
24 sierpnia Odra przypomina kanał
prowadzący do oczyszczalni ścieków
przezroczysta jak skóra nieboszczyka
nurt z próżnią grawitacji
nie ma pulsu
oddechu
puste skorupy ślimaków
kościotrupy ryb
zgubione pióra
kanciasty granit
flaszki po wódce
jak poniemiecki cmentarz na wzgórzu
bocian i czapla lecą
od brzegu do brzegu
szybują nad postaciami ludzi
które przypominają bezradne
nieloty
drób
na łączce sąsiada
ptaki
podrywają się z żołądkami
wypełnionymi skrzelami
pęcherzami
rzeki której nie ma brodzą
po drugiej stronie
zaglądając dziobami w oczy