Drodzy Przyjaciele, Drodzy Pasjonaci Wina,
Udostępnij artykuł
otwieram niniejszy cykl z radością i przepełniony emocjami. Pracuję od ponad dwóch dekad w branży winiarskiej – w tym miejscu będę dzielił się z Wami refleksjami i wspomnieniami z tej zawodowej drogi – ze szczególnym uwzględnieniem win i winiarstwa Francji. Pozwólcie jednak, że wpierw się przedstawię.
Nazywam się Guillaume Deliancourt i pochodzę z Francji. Dorastałem w małej miejscowości w okolicy Niort, w regionie Deux-Sèvres. Od zawsze interesowały mnie jedzenie i kuchnia, kontakt z ludźmi, obsługa gości – wybór szkoły gastronomicznej w La Rochelle był więc dla mnie naturalny. Później przeniosłem się do Wielkiej Brytanii, gdzie dostałem pracę w pięciogwiazdkowym hotelu w Walii – zacząłem ją na stanowisku pomocnika kelnera. Przygoda z winem miała się dopiero wydarzyć…
Pod koniec każdego dnia zespół raczył się kieliszkiem tego-i-owego. Nasz sommelier pochodzący z Doliny Loary (dziś szczycący się tytułem Master Sommelier) częstował nas, zachęcając do odgadnięcia, jakie to wino. Pewnego razu pojawiło się sauvignon blanc – wino ze szczepu dobrze znanego takiej osobie jak ja, wychowanej pomiędzy Bordeaux a Doliną Loary, czyli regionami słynącymi z win z tej odmiany. Ale gdy spróbowałem rozpoznać miejsce narodzin owej butelki, poniosłem porażkę. Była z… Nowej Zelandii. W naszej francuskiej szkole uczyliśmy się głównie o winach francuskich, najważniejszych regionach, klasyfikacji bordoskiej itp. Do dziś mam z tamtych czasów książkę Le Vin et les vins étrangers (Wino i wina z innych krajów) – już wtedy zdawałem sobie sprawę, jak bardzo szowinistyczny wydźwięk ma ten tytuł. Wynika bowiem z niego, że „prawdziwe” wino może pochodzić tylko z Francji.
Nie miałem pojęcia o Nowej Zelandii, ale czułem, że odkryłem nowy świat – ciągle się zmieniający, ewoluujący i fascynująco różnorodny. Stało się to dzięki owemu sommelierowi i legendarnemu winu Cloudy Bay. To był przełom, a ja udałem się w dalszą podróż, tym razem do Szkocji, gdzie podjąłem pracę w następnym pięciogwiazdkowym hotelu. Z czasem zdałem egzamin WSET, a wkrótce potem związałem się ze znanym brytyjskim importerem – Oddbins. Gdy poznałem w Szkocji moją obecną żonę (Polkę!), postanowiliśmy jeszcze kilka lat pozostać na Wyspach. Pod nadzorem Beverly Tabbron, legitymującej się tytułem Master of Wine, pracowałem dla kolejnego wielkiego importera, odpowiadając tam za wina francuskie. Doświadczenie pozwoliło mi związać się na stałe z Polską i uruchomić firmę DELIWINA – wszystko zaczęło się w roku 2010, od magazynu w… garażu mojego teścia.
W Polsce musiałem przystosować się do nowych realiów. Wyzwaniem była nauka niezwykle trudnego języka. Rynek jest tu młody i wciąż dojrzewający, a spożycie wina nadal niskie. Z zaskoczeniem dowiedziałem się też, że Polacy wolą wina słodkie od wytrawnych. Pamiętam jak w roku 2009 samodzielnie badałem tutejszy rynek, odwiedzając sklepy, bary, restauracje. Mogę dziś stwierdzić, że Polska w ciągu ostatnich lat zrobiła ogromny postęp – choć rynek nadal pozostaje nienasycony i wciąż jest sporo do zrobienia. Tym bardziej wspaniałą perspektywą jest branie udziału w tym procesie!
Widzę potrzebę lepszego przybliżenia polskim odbiorcom winiarskiej Francji. Nazewnictwo win, regionów czy apelacji może stanowić spory problem, co w efekcie prowadzi do niepewności, czego można oczekiwać od danej butelki. Wina z Włoch, Hiszpanii czy Nowego Świata przeważnie łatwiej zrozumieć, przez co „automatycznie” stanowią łatwiejszy i bezpieczniejszy wybór. Chciałbym, aby zakup wina opierał się na osobistych preferencjach klienta, ale zawsze bazujących na wiedzy i świadomości wyboru. Jeśli jedynym powodem pomijania francuskich win na liście zakupów jest wahanie i niepewność tego, czego można się po nich spodziewać, z przyjemnością podejmę się zadania popularyzacji i objaśniania zarówno ich charakteru, jak i zalet. Bo tylko z pomocą odpowiedniej wiedzy ogromny, różnorodny i pasjonujący świat win francuskich, oferujący niezwykle szeroką ich paletę na wszystkich poziomach cenowych i jakościowych, może być w pełni zbadany i doceniony.
Mam zatem nadzieję, że spotkamy się w kolejnym numerze „Trybuszona”, gdzie zaprezentuję pierwszy z mniej znanych regionów Francji, a mianowicie Owernię – jej historię, rozwój i nadchodzące odrodzenie. Do zobaczenia!