„Z Nowego Świata”, czyli relacja z #AussieWineInPoland 2024
Udostępnij artykuł
Podtytuł najsłynniejszej, IX symfonii Antonina Dvořáka przyszedł mi do głowy dosyć szybko i raczej spontanicznie, wydając się całkiem adekwatnym podsumowaniem dnia, spędzonego na degustacji win z Australii w ramach #AussieWineInPoland 2024. Było mocno, wyraziście, intensywnie – miejscami również sentymentalnie i łagodnie – niemniej w przeważającej części wina z Australii grały bezkompromisowym forte, prężąc muskuły i dumnie prezentując własną tożsamość, na ogół ściśle związaną z miejscem pochodzenia.
Tak więc Australia. W obszernych wnętrzach dawnej Winosfery przy ul. Chłodnej rozgościło się kilkudziesięciu producentów i polskich importerów. Duża część tego towarzystwa znalazła się tu niejako przejazdem, w drodze na największą branżową imprezę w tej części Europy czyli targi ProWein w Düsseldorfie – stąd ogólny wysoki poziom prezentowanych w Warszawie win. W imprezie wzięło udział łącznie 47 winnic, reprezentowanych bądź bezpośrednio, bądź przez polskich importerów. Co istotne – znakomita większość winiarzy z Antypodów, obecnych na #AussieWineInPoland 2024 czeka wciąż na swojego partnera w Polsce!
Trudno byłoby tu szczegółowo omówić wszystkie czy nawet większość wystawionych win – skupmy się więc na paru wybranych elementach całej degustacji. Niewątpliwą dominantą wydawały się być wina z najpopularniejszej uprawianej w Australii odmiany, czyli shiraz – zarówno w wydaniu solo, jak i rozlicznych kupażach. Warto podkreślić jednak, że mimo wciąż nasilającego się globalnego ocieplenia, dającego się we znaki również (a może i przede wszystkim) winiarzom australijskim, często udaje im się zapanować nad „oporem materii” i utrzymać styl swoich win w jako takich ryzach. Shiraz jak to shiraz – w odpowiednich warunkach daje wina niezwykle przenikliwe, charakterne, oparte na esencjonalnym, niezwykle ekstraktywnym owocu. Jego bogactwo nierzadko podkreślają pikantność i taniczność – niemniej na warszawskiej imprezie nie brakowało shirazów zrównoważonych, stawiających na świeżość i dobrze zakomponowaną kwasowość, przy jednoczesnej intensywności i dominacji owocu, mniej lub bardziej przetworzonego. Interesujący przegląd win opartych na tej konkretnej odmianie miał miejsce w ramach komentowanej degustacji (jednej z dwóch, jakie towarzyszyły warszawskiej imprezie), o zachęcającej nazwie „50 Shades of Australian Shiraz”, prowadzonej przez Wojciecha Bońkowskiego. Win było jedenaście, ale zwycięzca w opinii piszącego te słowa (ale nie tylko, jak wynikało z zakulisowych rozmów) był jeden – Syrah 2021 Spinifex, z regionu Barossa w Południowej Australii. Obecny w Polsce za sprawą importera Vive le Vin, stawiającego na wina przemyślane, niskointerwencyjne i nieagresywne w swojej ekspresji, Syrah 2021 (zwróćmy uwagę na europejską wersję nazwy szczepu!) okazał się winem przede wszystkim znakomicie integrującym nuty owocowo-powidłowe z… mineralnością i słonawym echem w finiszu. Całość udanie zmierzała w stronę stylu pinot noir, niemniej beczka, dobrze wtopiona, choć wyraźna i wciąż obecna, tudzież odrobina szlachetnej pikantności nie pozwalały zapomnieć, że mamy do czynienia z winem charakternym, jednak nie pozbawionym swoistej lekkości i polotu. Dobra robota winiarza, gratulacje dla importera, ocena 8,5 (w skali Trybuszona) w pełni zasłużona!
I dwa słowa o czterech winach, które siłą rzeczy nie mogły wziąć udziału we wspomnianej wyżej masterclass, ale zdaniem autora również należały do ścisłej czołówki całej imprezy. Chardonnay Xanadu 77 (Margaret River, Australia Zachodnia) ujmowało z jednej strony prostotą, z drugiej mineralno-owocową przenikliwością, bez epatowania beczką i wanilią. Dobrze, że o jego obecność w Polsce zatroszczyła się firma Mondovino. Inaczej, niestety, niż w przypadku trzech kolejnych.
Pinot Noir 2021 30 Mile od Johna Quarisy (Nowa Południowa Walia), z którym to producentem miałem okazję zetknąć się już kilka dobrych lat temu (a który wciąż szuka polskiego partnera), urzeka gęstym owocem, niezłą kwasowością wtopioną w kompozycję nut czereśniowo-pestkowo-miodowych oraz trzymaniem się jednak pinotowego wzorca, choć w zdecydowanie południowej interpretacji. Z kolei pinoty Devil’s Corner 2023 (Tasmania) oraz Cherubino On The Fringe (Australia Zachodnia), to już podejście zdecydowanie europejskie, oparte na wysublimowaniu, owocu, świeżości i mineralności. Oba wina zachwycały swą równowagą, powagą i nieszablonowością, dając w ten sposób świadectwo europejskiej tradycji, pielęgnowanej być może z rozmysłem, ale również w efekcie chłodniejszego klimatu swych siedlisk. Wina znakomite, wyróżniające się w skali całej imprezy – ale czy muszę dodawać, że żadne z nich nie ma polskiego importera?…
Licząc zatem na pozytywną reakcję ze strony krajowych „winiarzy”, chciałbym niniejszym podziękować organizatorom degustacji, Polskiemu Biuru Radcy Handlowego Ambasady Australii (Australian Trade and Investment Commission), pani Ani Pławińskiej – no i macierzystej redakcji, która łaskawie wysłała mnie na tę niezwykłą wyprawę „do Nowego Świata”. Ale był to dopiero pierwszy etap podróży…
Za zdjęcia dziękujemy: Australian Trade and Investment Commission