Odrodzenie
Udostępnij artykuł
Kolejny rozdział polskiego winiarstwa zaczyna się z początkiem XXI wieku. W nowych realiach politycznych, gospodarczych, kulturowych uprawa winorośli i produkcja wina mają szansę na powrót do świetności.
Korzystne zmiany wspiera klimat. Współcześni badacze – wbrew obiegowej opinii – twierdzą, że sprzyjający uprawie winorośli pas na półkuli północnej rozciąga się między 32. a 52. równoleżnikiem. Polska zaś zlokalizowana jest między 49°00’N a 54°50’N. Łatwo zauważyć, że spora część naszego kraju leży we właściwym miejscu.
Powoli, ale do przodu
Zmiany ustrojowe przyniosły nowe możliwości. Pojawiły się szanse na prywatne winiarskie inicjatywy. Początki nie były łatwe, ale coś zaczynało się dziać. W latach 90. na Podkarpaciu aktywność zintensyfikował Roman Myśliwiec, który miał już sporo doświadczeń ze swoją Winnicą Golesz założoną w 1982 roku. W nowych okolicznościach gospodarczych mógł na szerszą skalę doradzać początkującym, sprzedawać sadzonki, pomagać zakładać winnice – to wszystko sprzyjało promocji kultury wina.
Można też było swobodnie wyjeżdżać za granicę. Pasjonaci wina skwapliwie z tego korzystali – zwiedzali winnice, zarobkowali przy zbiorach i w winiarniach. Siłą rzeczy zdobywali know-how, doświadczenie i inspiracje. A przecież początki były naprawdę trudne, bo brakowało wszystkiego – sprzętu, sadzonek, wiedzy. Pasjonatów jednak było wielu, powstawały małe amatorskie winniczki, organizowano „sąsiedzkie” spotkania, podczas których dyskutowano i doradzano sobie, a kiedy pojawił się internet, zawiązały się pierwsze fora winiarskie, na których w znacznie liczniejszym gronie dzielono się pierwszymi doświadczeniami. W 1994 r. w Zielonej Górze powstała pierwsza w Polsce branżowa organizacja – Lubuskie Stowarzyszenie Winiarskie. Jego członkowie za cel obrali sobie popularyzację wiedzy o winie i uprawie winorośli.
W 2003 roku z inicjatywy osób zaangażowanych w ideę odrodzenia polskiego winiarstwa powstał Polski Instytut Winorośli i Wina (do którego należy również piszący te słowa). Zadaniem Instytutu była i jest wszelkiego rodzaju promocja oraz monitorowanie rynku polskiego wina. Z inicjatywy PIWiW obraduje regularnie, co roku, w różnych miastach Polski, Konwent Polskich Winiarzy (pierwsze spotkanie odbyło się w Warszawie w 2006 r.). To największa i najważniejsza impreza środowiskowa w Polsce, mająca duże znaczenie integracyjne. Licznie przybywają na nią winiarze, zarówno ci doświadczeni, jak i początkujący. Na dwudniowy Konwent składają się: panelowa degustacja zgłoszonych win (nie ma charakteru konkursu, jest oceną techniczną), seminaria, dyskusje oraz wizyty w winnicach.
Rozporządzenie nr 2165
Nowy etap polskiego winiarstwa bez wątpienia wiąże się też z naszym przystąpieniem do Unii Europejskiej w 2004 roku. Mimo niewielkich doświadczeń i skromnych upraw, w grudniu 2005 roku, na mocy Rozporządzenia Rady (WE) nr 2165, Polska została oficjalnie krajem winiarskim. Wpisano nas do strefy „A”, czyli krajów najzimniejszych. Znaleźliśmy się w niej obok takich państw, jak Wielka Brytania, Belgia, Dania, Czechy (bez Moraw), Niemcy (poza Badenią).
W UE funkcjonuje podział obszarów uprawy winorośli według warunków klimatycznych. W zależności od tych warunków kraje winiarskie dzielą się na trzy strefy: A, B i C (od najchłodniejszej po najcieplejszą). Przypisanie do danej grupy automatycznie wiąże się z odpowiednimi regulacjami prawnymi dotyczącymi np. minimalnej zawartości alkoholu w winie czy dojrzałości gron oraz stosowania praktyk enologicznych (odkwaszanie i dokwaszanie moszczu, szaptalizacja etc.).
W Polsce zaczęło przybywać winnic, głównie małych, o kilkudziesięcioarowych powierzchniach, w większości nie były one rejestrowane. Wiele z nich posadzono bez przemyślenia, przy domu czy na posiadanych gruntach, na zasadzie „tam, gdzie się da”, a nie „tam, gdzie się powinno”. Czas i klimat niektóre z tych przedsięwzięć mocno zweryfikowały.
Nowa, unijna rzeczywistość wiązała się oczywiście z koniecznością opracowania przepisów dotyczących upraw winorośli i produkcji wina oraz dostosowania ich do wspólnotowego prawa. Na tym etapie polskie winiarstwo ciągle jednak grzęzło w mule biurokracji. Ówcześnie obowiązujące prawo – zupełnie nieprzystosowane do winiarskiej rzeczywistości – swoimi wymaganiami wręcz zniechęcało do robienia czegokolwiek oficjalnie. Potencjalny winiarz musiał zdobyć liczne zezwolenia, dokumenty, w tym np. zaświadczenie o niekaralności (sic!). Jeśli już się zarejestrował i rozpoczął działalność, poddawany był kontroli wielu rozmaitych instytucji. Oto tylko niektóre z nich: Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa, Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, Urząd Celny, Urząd Miar, Agencja Rynku Rolnego. I choć dzisiaj winiarz ciągle pozostaje pod nadzorem wielu z wyżej wymienionych instytucji i musi im przedkładać różne dokumenty, to wtedy sprawy miały się zgoła inaczej – życie adepta winiarstwa było o wiele uciążliwsze niż dziś.
Sami urzędnicy w gąszczu nowych przepisów i wymagań nowej, było nie było, branży czuli się momentami bezradni i zagubieni. Do legendy przeszły opowieści winiarzy, np. o urzędniczce stanowczo domagającej się wyjaśnień, dlaczego winogrona zwożone z winnicy przed zwinifikowaniem nie są dokładnie myte; albo o biuralistach przyjeżdżających z kserokopiami grafik liści winorośli, by zidentyfikować w winnicy, czy uprawiane odmiany „się zgadzają” z deklaracją; czy o winiarzu zamkniętym w toalecie na czas odbioru butelek wina przez pracowników Urzędu Celnego, ponieważ przepisy wymagały, że nie może być przy tym obecny itd., itp. Podobnych, choć nie zawsze humorystycznych wydarzeń nie brakowało. Kłopotliwe przepisy nie zatrzymały jednak sadzenia nowych winogradów. Zapał winiarzy okazał się silniejszy niż papierkowe ograniczenia.
Rok 2011. Wyrównujemy oddech
Zapowiedzią zmian była uchwalona 10 lipca 2008 r. Ustawa o zmianie ustawy o podatku akcyzowym oraz ustawy o wyrobie i rozlewie wyrobów winiarskich. Zauważono wreszcie, że winiarstwo polskie opiera się na małych producentach, pojawiły się pierwsze symptomy „prawnej odwilży”. Winiarz wytwarzający do 1000 hl wina nie był już zmuszony do zakładania składu podatkowego ani starania się o specjalne zezwolenia na produkcję. Aktywność taka stała się „normalną” działalnością gospodarczą, wymagającą jednak wpisu do ewidencji producentów wina – nie można bowiem zapominać, że to towar objęty podatkiem akcyzowym, konieczna jest kontrola metod jego produkcji, oznaczeń, etykietowania oraz certyfikacji. Poza tym, ewidencja – na podstawie składanych deklaracji dotyczących szacunków produkcji wina, jego zapasów na koniec roku gospodarczego oraz zbiorów winogron i produkcji – umożliwia monitorowanie rynku. Ustawowe zmiany przyniosły pierwsze efekty – na wiosnę 2009 roku w sprzedaży pojawiły się pierwsze polskie wina.
Kolejne, bardzo istotne zmiany przyniosła ustawa z 12 maja 2011 r. o wyrobie i rozlewie wyrobów winiarskich (Dz.U. 2011 nr 120 poz. 690). Stała się ważną cezurą, „odblokowała” przepisy, znacząco wpływając na dynamikę rozwoju polskiego winiarstwa. Ubyło skomplikowanych procedur i formalności, wprowadzono pojęcie producenta wina, uproszczono rejestrację winnicy, winiarze-rolnicy zwolnieni zostali z konieczności prowadzenia pozarolniczej działalności gospodarczej (jednak warunkiem była produkcja wina nieprzekraczająca 1000 hl w ciągu roku).
Takie rozwiązania, pomyślne dla niedużych producentów, wpłynęły na popularyzację rolniczej gałęzi produkcji, jaką jest przecież winiarstwo, stały się też ciekawą propozycją dla coraz liczniej powstających gospodarstw agroturystycznych. Zawarte w ustawie zmiany ożywiły rynek, zaczęło przybywać winnic, nabrał też dynamiki proces ich rejestracji – był to czas chyba najbardziej intensywnej rozgrzewki polskiego winiarstwa.
Od tego czasu minęła dekada. A czymże jest dekada w historii światowego wina? Ledwie mrugnięciem, krótką chwilą. W innych krajach winiarskich całe pokolenia ulepszały i prawo, i wina, dopracowywały styl, mierzyły się ze zmianami wymagań rynku, przepisów, klimatu, rozmaitych mód etc. My musieliśmy nadganiać zaległości. Przyznać trzeba, że w tym krótkim czasie polscy winiarze zaczęli dosyć szybko odrabiać zaległe lekcje. Rynek był (i jest) ożywiony: duży wybór sadzonek, firmy oferujące doradztwo i zakładanie winnic, sklepy ze sprzętem, kursy, szkolenia enologiczne, możliwość doskonalenia się. Pojawili się wykształceni za granicą specjaliści, jak Agnieszka Rousseau czy Piotr Stopczyński, można już było liczyć na konsulting, fachowe wsparcie. Nikt nie narzekał na nudę, działo się. Produkcja wina w Polsce w latach 2009–2020 wzrosła aż 35-krotnie; liczba producentów wina zarejestrowanych w ewidencji KOWR zwiększyła się 16-krotnie, a powierzchnia uprawy winorośli 15-krotnie. Te dane mówią same za siebie.
Dekada, czyli tempo!
W roku gospodarczym 2021/2022 wg danych Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, w Polsce znajduje się 380 winnic, które zajmują łącznie 619,42 ha. Ten sam organ podaje w Ewidencji winnic, że mamy ich w Polsce 559 (stan na październik 2023). Dla porównania: dekadę wcześniej, w roku gospodarczym 2010/2011 producentów było 20, a uprawy zajmowały obszar nieco ponad 37 hektarów.
Dzisiaj najbardziej zasobnymi w (zarejestrowane) winnice regionami są kolejno województwa: małopolskie, lubuskie, lubelskie, dolnośląskie i świętokrzyskie. Jednak znajdziemy je też – mimo mniej korzystnych warunków klimatycznych – na terenie całej Polski, np. w województwach kujawsko-pomorskim, łódzkim czy podlaskim. Winiarnie nie próżnują. W sezonie 2021/2022 w Polsce wyprodukowano 18 444,79 hl wina (12 083,71 hl białego i 6358,08 hl czerwonego). Dla porównania w roku gospodarczym 2009/2010 było to jedynie 412,49 hl.
Dla polskiego wina, po długim zastoju, nastał dobry czas. Jego odrodzeniu sprzyja wiele czynników: ocieplenie klimatu, dostępność dobrych technologii winiarskich, moda na wino oraz towarzyszące jej regularne zwiększanie się jego konsumpcji, wzrost zamożności konsumentów, zainteresowanie „lokalnością” i dostępnością „własnych”, „miejscowych” produktów, ruch Slow Food, znacząco rosnąca popularność enoturystyki (odwiedziny w polskich winnicach to wakacyjny hit ostatnich lat), święta i rozmaitej maści imprezy winiarskie, restauracje, które za punkt honoru biorą posiadanie polskiego wina w karcie, a wreszcie – mnożące się firmy i sklepy dystrybuujące polskie wino.
Winnice oferują wina w najrozmaitszych stylach. Poza standardowymi wytrawnymi w trzech kolorach, możemy spróbować musujących robionych metodą tradycyjną, pét-natów, dłużej macerowanych na skórkach win bursztynowych, win robionych w amforach, betonowych kadziach w kształcie jaja (fermentacja w nich daje gwarancję stabilnej temperatury, a kształt pozwala na powolną, regularną cyrkulację moszczu; w efekcie otrzymuje się bardziej owocowe, pełne i harmonijne wina), niskointerwencyjnych, win eko i biodynamicznych, win słodkich – z podsuszanych owoców, z późnego zbioru czy wzmacnianych. Jest w czym wybierać.
Winnice też mamy rozmaite: są duże (jak na polską skalę) przedsięwzięcia typu Winnica Turnau (37 ha), Dom Charbielin (27 ha), Winnica Srebrna Góra (26,5 ha), Winnica Samorządowa w Zaborze (33 ha), są i kameralne, kilkuhektarowe. Wielu producentów jest przygotowanych na przyjęcie enoturystów, zarówno poszukujących luksusowej, rozszerzonej oferty, jak choćby duże kompleksy parkowe, stadniny koni, spa (np. Winnica Pałac Mierzęcin, Dwór Sanna, Winnica Stara Winna Góra), po mniejsze gospodarstwa, agroturystyki, mające do dyspozycji domki czy pokoje gościnne (np. Winnica Korol, Winnica Płochockich, Winnica Nad Jarem, Winnica Agat, Winnica Anna, Winnica Spotkaniówka).
Warto zatem wybrać się w enoturystyczną wyprawę przez obszary najbardziej winiarsko okrzepłe, ale także przez te rozwijające się, obiecujące. Winiarski krajobraz Polski jest coraz bardziej zróżnicowany, kolorowy i ze wszech miar wart poznawania.