Grzany cydr… Znany? Nieznany?
Udostępnij artykuł
Co roku, gdy tylko opadną pierwsze jesienne liście, a potem, gdy spadnie pierwszy śnieg, na instagramach, fejsbukach i w każdych innych mediach pojawia się temat grzańców wszelakich, od herbat, przez piwa, po – najczęściej chyba proponowane – wina. Czy można zatem zrobić grzaniec także na bazie cydru? Odpowiedź wydaje się oczywista.
Jeśli trafimy do dobrego wine baru, nierzadko usłyszymy „tak”. Jednak zaskakująco często w rozmowach z restauratorami czy barmanami usłyszymy też: „Nie – dotychczas w ogóle nie myśleliśmy o cydrze w ten sposób”.
Nie tylko na lato
Pierwszą tego przyczyną, jaka przychodzi do głowy, jest fakt, że większość osób w naszym kraju traktuje cydr jako napój musujący, które nieodparcie kojarzy się z orzeźwieniem w upał, a niekoniecznie z rozgrzewającym trunkiem na jesienne szarugi i zimowe mrozy. Drugą wydaje się mała jeszcze świadomość, że dobry, jakościowy cydr, uzyskany ze świeżo tłoczonego, 100% soku jabłkowego jest de facto owocowym winem niskoalkoholowym i ma – postawię tu śmiałą dla niektórych tezę – porównywalny z winem potencjał kulinarny. Do tego coraz więcej polskich cydrowni rzemieślniczych oferuje cydry spokojne, butelkowane bez refermentacji, a więc będące doskonałą bazą lekkich, aromatycznych grzańców.
Zajrzyjmy na północ i zachód
W krajach i krainach cydrem płynących mulled cider jest równie popularny jak mulled wine, a niewykluczone, że w północnej Europie grzany cydr był znany jeszcze przed grzanym winem. Szukając angielskich korzeni grzańca, znajdziemy informacje, że wywodzi się on co najmniej ze średniowiecza, z zimowej tradycji wassailingu, przypominającej naszą tradycję odwiedzania domostw przez grupy przebranych kolędników – w pierwotnym znaczeniu był to rytuał magii zimowego przesilenia, zaklinanie urodzaju i płodności. Wassailing polegał na odwiedzaniu domów, śpiewaniu, życzeniu wszystkim pomyślności i częstowaniu napojem wassail w zamian za podarunki. Robiono go najpierw na bazie miodu z pieczonymi jabłuszkami krabowymi, a później – grzanego cydru z przyprawami. Przygotowywano go w kociołku i częstowano ze wspólnego naczynia zwanego wassail bowl. Wassail to także tradycyjne w tym dniu pozdrowienie. Wizytowano nie tylko domostwa, ale też sady – śpiewając, by przepędzić z nich złe duchy i zaklinając drzewa, aby na pewno obudziły się na wiosnę i dały urodzajne zbiory w kolejnym roku. Z czasem, jak to się działo z wieloma ludowymi tradycjami i świętami związanymi z magią przyrody i płodności, pierwotne znaczenie tych obrzędów zostało przejęte przez chrześcijaństwo i zastąpione śpiewaniem kolęd. Mimo to, w hrabstwach południowej Anglii słynących z produkcji cydru, jak choćby w słynnym Somerset, tradycja wassail jest nadal kultywowana i stała się turystyczną atrakcją oferowaną przez liczne lokalne cydrownie.
Ponieważ cydr jest powszechnie znany także w innych krajach Europy, nie szukając daleko, niemieckiego Apfelglühwein skosztujemy na słynnych świątecznych jarmarkach, ale też bez problemu kupimy butelkę w sklepie. Jeśli wpiszemy w wyszukiwarkę francuską frazę cidre chaud czy cidre de Noël, albo hiszpańską cidra caliente czy sidra navideña, otrzymamy miliony wyników.
Po polsku i z biglem
Gdy w tę samą wyszukiwarkę wpiszemy po polsku grzany cydr, dostaniemy tych wyników tylko kilka tysięcy. Nie chcę tu eksploatować wyświechtanego już nieco hasła: „Polska to jabłkowa potęga, więc dlaczego cydr nie jest naszym napojem narodowym?”, bo świadomość polskich konsumentów na temat cydru rośnie, choć statystyczny Polak (jak ostatnio usłyszałam) wypija rocznie… tylko szklankę.
Jest dobry czas i miejsce, aby pokazać, że grzany cydr również u nas ma spory potencjał i powinien zagościć w domach, barach i restauracjach. Jabłko – wybaczcie truizm – jest owocem cudownym, smacznym i zdrowym. Właśnie dlatego zrobiony z niego tradycyjną metodą cydr jakościowy zawiera w sobie bogactwo witamin, kwasów organicznych i przeciwutleniaczy. Lekko podgrzany, doprawiony przyprawami i miodem lub sokiem, nie tylko rozgrzewa, ale i poprawia nastrój, lecząc jesienno-zimową chandrę. Jednocześnie, dzięki niższej niż w winie zawartości alkoholu, możemy sobie pozwolić na dodatkowy kubek tego boskiego napoju.
Wpisuje się to w coraz powszechniejszy w Europie, ale i w Polsce, trend picia raczej lżejszych trunków, o niższej zawartości alkoholu. Mówi się też, że w krajach od wieków winiarskich cydr stał się napojem młodego pokolenia. Wolny od sztywnego gorsetu apelacji i specjalistycznej wiedzy sommelierów i enologów, w jaki przez dekady wtłoczono wino, jest szansą dla restauratorów szukających nowych propozycji dla coraz bardziej otwartych i świadomych, a jednocześnie szukających jakości klientów.
Wracając jednak do naszej jesienno-zimowej odsłony cydru: najlepszą bazą będą te wytrawne, spokojne lub co najwyżej delikatnie musujące, produkowane coraz częściej przez polskich cydrowników rzemieślniczych, dostępne w dobrych sklepach specjalistycznych i wine barach, jak również bezpośrednio u producentów, w cydrowniach albo na festiwalach winiarskich, targach piwnych i imprezach plenerowych. Grzaniec z cydru można przyprawić klasycznie, jak wino: cynamonem, goździkami, imbirem, anyżem, kardamonem, odrobiną gałki muszkatołowej. Udekorować laską cynamonu, plasterkami cytrusów czy świeżego lub suszonego jabłka. Ale można też poeksperymentować.
Ponieważ zarówno jabłka, jak i sok jabłkowy w rozmaitych przetworach często łączy się z innymi owocami, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zrobić grzaniec bardziej owocowy niż korzenny. Zwłaszcza, jeśli ktoś czuje przesyt świątecznymi aromatami, a wyobraźnia podpowiada, że otwiera nam się pole do zabawy smakami i aromatami i to bez konieczności spędzania długiego czasu w kuchni. Można zacząć bez szaleństwa, na przykład użyć klasycznych przypraw, ale dodać soku malinowego. Do grzanego wina najlepiej pasuje miód, do cydru też się nada, a oprócz niego także różne soki owocowe, a nawet cukier trzcinowy. I tu mamy odpowiedź, dlaczego bazą naszego grzańca nie powinien być cydr słodki, a wytrawny, nawet jeśli trzeba go będzie trochę poszukać w sklepach. Idźmy dalej. Do herbaty zimą chętnie podamy konfitury. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby grzany cydr też zaserwować z łyżeczką konfitur, np. porzeczkowych, różanych lub żurawinowych. Podbijemy w ten sposób smaki i aromaty, bazując na rodzimych owocach, a może przy okazji dobierzemy się w końcu do jakiegoś słoiczka w spiżarni, który kurzył się z tyłu, bo nie mieliśmy pomysłu, co zrobić z tymi owocami w cukrze, które nieopatrznie zawekowaliśmy w szale przetwarzania letnich darów natury. Wiśnie z nalewki też się nie zmarnują, lądując w naszym grzańcu (lub obok niego na spodku) i podkręcając go nieco. Chociaż po prawdzie, nie słyszałam jeszcze, żeby się komuś kiedyś wiśnie z nalewki zmarnowały. A jeśli chcemy jednak nieco bardziej podbić poziom alkoholu, dobrym kompanem cydru będzie kieliszek rumu, dodany na końcu, już po podgrzaniu całości.
Patrząc na to, jak rozwija się w Polsce gastronomia, jeśli chodzi o jakość serwowanych dań, jak zaczyna być doceniany talent kucharski, wiedza i inwencja barmanów oraz jak rośnie chęć doświadczania nowego, zarówno u profesjonalistów, jak i amatorów, nie mam wątpliwości, że grzanych cydrów będziemy znajdować coraz więcej w barach i restauracjach, a przepisów na nie – na portalach społecznościowych i w postach kolejnych cydroentuzjastów.
ZRÓB TO SAM!
Dorzucę od siebie małą cegiełkę, dzieląc się jedną z moich ulubionych prostych kompozycji, polecając ją zwłaszcza miłośnikom napojów wytrawnych, lekko cierpkich, z dobrze zaznaczoną kwasowością:
- 500 ml wytrawnego cydru (ja najchętniej używam cydru Pańskie z naszej cydrowni Zywer)
- 2 łyżeczki czarnej porzeczki gniecionej z cukrem (kłaniają się letnie przetwory)
- 1 większy lub 2 małe owoce pigwowca pokrojone w plasterki
- kilka kawałków pokruszonej laski cynamonu
- miód według uznania
W rondelku, pod przykryciem, na małym ogniu podgrzewać cydr z porzeczką, plasterkami pigwowca i cynamonem, pilnując, żeby przypadkiem nam się nie zagotował. Pamiętajmy, że im dłużej będziemy podgrzewać całość, tym mocniej wyciągniemy cierpkość pigwowca. Po zdjęciu z pieca dodać trochę miodu, aby jednak nieco przełamać potężną kwasowość owocowych składników. Przelać przez sitko do ulubionego naczynia; dorzucić ze 2 świeże plasterki pigwowca.
Na koniec, z kubkiem cydrowego grzańca w jednej ręce i egzemplarzem „Trybuszona” w drugiej usiąść w wygodnym fotelu, zapominając o pogodzie za oknem, pozwalając, by nasza wyobraźnia i zmysły zabrały nas do krain wyłaniających się z kolejnych stron.
Wassail!