Wino to rzemiosło
Udostępnij artykuł
Rrozmowa z Wojciechem Lutomskim – właścicielem firmy lutomski.wino
Firm importujących wino jest w Polsce multum. Każda musi znaleźć własną niszę. Wystarczy pojechać na duże branżowe targi, choćby na ProWein do Düsseldorfu i wybrać fajne butelki w dobrej cenie? Czy lepiej mieć głębszą, długofalową strategię? Stawiacie chyba raczej na to drugie, a w waszym przypadku tę strategię wypada wręcz nazwać filozofią…
Można tak rzec. Słowem-kluczem jest dla nas „rzemiosło”. Współpracujemy z winiarzami, których określamy mianem „rzemieślników”. W naszej ocenie to bardzo rzeczowe i konkretne słowo, które odnosi się w pierwszym rzędzie do szczególnego typu pracy, który polega na samodzielnej uprawie, zbiorze, winifikacji i sprzedaży wina pod własnym nazwiskiem – a wszystko to dzieje się przy zachowaniu najwyższych możliwych standardów i wykorzystaniu wielopokoleniowej wiedzy. W odniesieniu do twórców wina to słowo wydaje się najbardziej trafne, podobnie jak w przypadku szewca czy piwowara. Często się o tym zapomina, ale przecież najszerzej rozpowszechnionym rzemiosłem w Europie – a może nawet na świecie – jest właśnie winiarstwo.
Kupiectwo też może być świetnym rzemiosłem. Ma ono nad Wisłą mocne tradycje, a nawet literacki pomnik w postaci Lalki Bolesława Prusa. W Lalce, ale też w opowieściach czy wspomnieniach starych majstrów często jest mowa nie tylko o zarabianiu kasy, ale i o wartościach. Może więc o nich porozmawiajmy.
Na pewno takimi wartościami są partnerstwo i trwałość. Staramy się przede wszystkim wyszukiwać takich kontrahentów, z którymi będziemy w stanie współpracować przez kolejne lata czy nawet dziesięciolecia. Współpracować – dodam – w partnerski sposób, czyli szanować nawzajem siebie i swoją pracę, ufać sobie wzajemnie. I wreszcie – najzwyczajniej w świecie – mieć z tej pracy przyjemność. Taka wizja może i różni się od obowiązujących dziś zasad biznesu, ale nam odpowiada. Jeśli już cytujemy Lalkę, to mogę powtórzyć za doktorem Szumanem, że ludzka praca jest najszlachetniejszą siłą w naturze – i stosownie do tego należy traktować i ją, i tych, którzy ją wykonują.
Odwoływanie się do tradycji i stawianie na młodych zdolnych to kolejne rzemieślnicze wartości widoczne w waszej pracy…
Rzeczywiście. Współpracujemy z ponad 50 winiarniami w całej Europie. Większość to przedsiębiorstwa wielopokoleniowe. Najstarszym jest winiarnia należąca do katalońskiej rodziny Llopart, działająca od 1385 r, czyli od… 29 pokoleń. Współpraca z nią jest dla nas wielką przyjemnością i zarazem honorem. Podobnie oczywiście rzecz się ma ze wszystkimi innymi winiarzami, którzy nam zaufali – i którym my również ufamy.
Tradycja oczywiście nie mogłaby przetrwać, gdyby nie utalentowana młodzież. Chcemy ten naturalny proces wymiany pokoleń wspierać, stąd często wybieramy winiarzy jeszcze nieuznanych. Współpracujące z nami winiarnie prowadzone są głównie przez ludzi młodych – którzy mimo to są już wspaniałymi rzemieślnikami.
Wina sprowadzacie wyłącznie z Europy. Dlaczego?
Z prostego powodu. Ponieważ ich producentów mamy blisko siebie, regularnie ich odwiedzamy i równie regularnie, wspólnie z nimi degustujemy ich wina. Bardzo często zawozimy im w prezencie butelki od innych winiarzy. Jest to więc regularna praca, dzięki której wszyscy się rozwijamy, jesteśmy coraz lepsi i osiągamy coraz ciekawsze rezultaty. Lokalność to zresztą także ważna część rzemieślniczej kultury.
Macie głównie Francję, Włochy, Hiszpanię, ale też sporo Europy Środkowej. To już jest superlokalność.
Tak, ale to niejedyny powód naszego zainteresowania. Dostrzegamy bowiem, że przez ostatnich 20 lat nastąpił tu gigantyczny wzrost jakości, jak również rozwój kultury winiarskiej. Mówimy o krajach, takich jak Słowenia, Republika Czeska (czyli dokładnie Morawy), Austria i oczywiście Węgry. To niekwestionowani liderzy, jeśli chodzi o produkcję wina w tej części naszego kontynentu. Nie wypada tego nie docenić.
Dla zwykłego winomana ciekawe jest, w jaki sposób zawodowcy wyławiają z rynku te swoje perełki. Rocznie świat produkuje 260 mln hl wina, czyli prawie 35 mld butelek. Jak się w tym oceanie nie utopić? Wspomnieliśmy o ProWeinie. Zaglądacie tam?
Nie, w poszukiwaniu najciekawszych – w naszej ocenie – win czy winiarzy nie jeździmy na duże, międzynarodowe targi i degustacje, jeździmy natomiast do tych regionów, w których poszukujemy konkretnych win. Mamy świadomość tego, gdzie i jakie wino powstaje, dlatego rozglądamy się za unikatowymi winami – i unikatowymi ludźmi, którzy te wina tworzą. Szukamy ich między innymi w tamtejszych restauracjach. A że lubimy jeść, pić i podróżować, to praca sprawia nam absolutnie ogromną przyjemność. Dlatego, zamiast odwiedzać duże, międzynarodowe imprezy winiarskie – na które zresztą interesujący nas winiarze najczęściej nie docierają, ponieważ są to ludzie, którzy i tak bez trudu, praktycznie z góry, sprzedają całe swoje wino i nie mają potrzeby pokazywać się na tego rodzaju wydarzeniach – wolimy naszych partnerów szukać na miejscu.
Macie też dość specyficzne podejście do dystrybucji…
Naszymi partnerami są restauracje i wine bary – współpracujemy wyłącznie z nimi. Wyjątek stanowi Le Rond – wspaniały krakowski sklepik z serami prowadzony przez znanego pasjonata Mikołaja Ruszkowskiego. Zaopatrujemy też prywatne piwnice, ponieważ ich właściciele często mają duże rozeznanie polskiego rynku i sami do nas trafiają.
Uważamy, że wina, które sprowadzamy są na tyle szczególne, że należy się z nimi w szczególny sposób obchodzić – dlatego zdecydowanie chętniej współpracujemy z miejscami, w których winem zajmują się sommelierzy lub sami właściciele lokali. W ciągu ostatnich kilku lat wykształciło się ich w Polsce bardzo wielu. To najczęściej ludzie bardzo ambitni, bardzo pracowici, poszukujący wiedzy, poszukujący dobrej jakości. W naszym kraju od jakiegoś czasu obserwujemy potężną zmianę na korzyść: rośnie troska o jakość serwowanego wina, a co za tym idzie – zadowolenie każdego klienta i miłośnika win.
Ostatnie lata na pierwszy rzut oka były dla branży i winomanów katastrofą, głównie dlatego, że COVID-19 zamknął wine bary i restauracje, i w ogóle pozamykał nas w domach. Jakoś się z tego wykaraskaliśmy i… no właśnie: gdzie po tym wszystkim jesteśmy?
Te ostatnie lata stworzyły zupełnie nieoczekiwaną przestrzeń dla wszystkiego, co nowe i świeże. Młode pokolenie europejskich winiarzy od lat przygotowywało się do wprowadzenia własnych wartości i zasad pracy. Mam na myśli zwłaszcza niską interwencję w uprawie i winifikacji oraz skracanie łańcucha dystrybucji do koniecznego minimum poprzez wypracowanie metod docierania z winem do właściwych odbiorców. Jednocześnie próbują oni przebić się przez zabetonowane wcześniej struktury dystrybucji. COVID-19 nieoczekiwanie osłabił szczelność tego betonowego systemu, odsłaniając pole dla prawdziwych rzemieślników: odzwyczaił nas od kupowania wciąż tych samych win i wymógł rozwój usług typu door-to-door.
Na rynku zostały wyłącznie najlepsze restauracje, a wśród nowo otwieranych miejsc dominują winiarnie i bistra, w których młodzi sommelierzy, rozumiejąc potencjał i rolę tego typu lokali, prawie wszystkie wina podają na kieliszki. Zauważyliśmy ponadto – jeszcze w trakcie pandemii – że dla poszukującego i wyedukowanego winiarsko młodego pokolenia Polaków wino przestało być produktem mityczno-luksusowym, a stało się codzienną potrzebą, natomiast winiarze z postaci pomnikowych stali się kolegami, których warto odwiedzić w weekend, kiedy mają mniej pracy i chętnie zejdą do piwnicy po najlepsze butelki, jeśli tylko atmosfera jest sprzyjająca.
Czyli co? Nie najgorzej?
Nie najgorzej. To dobry czas dla rzemieślników.