
I znów wygrywają Niemcy…
Udostępnij artykuł
Mozelskie wina na dobre zadomowiły się w winiarskiej świadomości Polaków, acz nie są wynikiem peregrynacji turystycznych, nostalgii wakacyjnych, ni germańskich kulinarnych wycieczek. Co zatem zdecydowało i wciąż decyduje o popularności tych (głównie białych) win?
Przede wszystkim ich wszechstronna gastrolubność, szeroki wachlarz stylistyczny i przystępność cenowa. Być może również pozytywne genetyczne obciążenie w postaci zamiłowania do rieslingów w polskim społeczeństwie w kolejnych pokoleniach. Szkoda, że nie idą za tym wspomniane inspiracje turystyczne, bo Mozela to idealne miejsce na wyjazd, nie tylko dla winomanów – nasycone urokliwym pejzażem majestatycznej, nieco leniwej rzeki, meandrującej delikatnie pomiędzy stromymi zboczami, na których usadowiły się, często tarasowo ułożone winnice. Jeśli dodamy do tego rozsiane wzdłuż rzeki kameralne miasteczka z bogatą przeszłością, mamy naprawdę zacny cel turystyczny. Również dla aktywnych, zwłaszcza cyklistów. Obojętnie, czy na winnice spoglądamy z podnóża wzniesienia, czy (zwłaszcza) z jego szczytu, wrażenie jest niesamowite. Potęgowane dodatkowo świadomością niebagatelnego wysiłku, jaki winiarze muszą wkładać w pracę w winnicy oraz stuleci ciągłości historycznej tego uporczywego trwania w nierozpieszczających warunkach. Te czynniki zresztą sprawiają w ostatnich latach smutny ubytek winnic nad Mozelą. Nowe pokolenia nie są skłonne walczyć z wiatrakami i wybierają inne drogi zawodowe.
Cesarskie imperium
Lubimy, by za butelką stała nie tylko jakość, ale też ciekawa historia, a nad Mozelą o takie połączenia łatwo. Przykładem jakościowych win z niemal millenium tradycji są butelki z Abtei Himmerod. To jedno ze starszych opactw na terenie dzisiejszych Niemiec, założone z polecenia samego św. Bernarda z Clairvaux w XII wieku. Cystersi mieli bogate doświadczenie winiarskie i wnieśli swoje know-how na ten teren. Dzieje regionu były burzliwe i klasztor nie raz stawał na krawędzi zagłady. Niemniej winnice trwały na przekór temu – do dziś dostarczają szlachetnych gron, często ze starych krzewów usytuowanych na parcelach wyselekcjonowanych wieki temu.

Mozela to królestwo rieslinga, niekwestionowanego cesarza białych odmian. Poważany jest od wieków, na naszym podwórku cenił go sobie Jan III Sobieski, na dworze brytyjskim królowa Wiktoria. Nad Mozelą powstają wytrawne wersje o przenikliwie rześkiej kwasowości, mineralnej głębi i soczystych cytrusowych akcentach.
Ciekawe są też wina oznakowane nieformalnym terminem feinherb (dosł. niem. lekko cierpki), który wyraźnie sugeruje subtelną półwytrawność, acz niższą niż popularne halbtrocken. W dobie popularności szeroko rozumianej kuchni azjatyckiej takie wino jest szczególnie pożądane. Dotyk lekko zarysowanej słodyczy, otoczonej wciąż aktywną kwasowością, w połączeniu z relatywnie niskim poziomem alkoholu, wyjątkowo predestynuje je na partnera takich właśnie potraw, nawet tych mocno pikantnych.

Nie tylko riesling
Mozela to też choćby weissburgunder, zwany powszechnie pinot blanc, który dostarcza owocowych wrażeń spod znaku gruszki i limonki, doskonale zbalansowanych dostojną kwasowością i szczyptą nut mineralnych.

Mozela to także pilnie strzeżony sekret niemieckich winomanów – crémant. Prawdziwy rara avis pośród niemieckich win musujących, stanowiący raptem pół (sic!) procenta krajowej produkcji bąbelków. Ale ta wyjątkowość to nie tylko statystyka, a przede wszystkim jakość. Mozelskie crémanty są wybitnymi winami musującymi o szlachetnej, zwiewnej stylistyce: bąbelki mają tak drobne, że pieszczą podniebienie czułością dotyku, a nos uwodzą sprężystą świeżością oraz wspaniałym mariażem owocowości i mineralności.

Zarówno riesling, jak i niegdyś popularniejszy od niego elbling to wspaniały kurdesz stołu, ale i doskonałe zwieńczenie wyjątkowej chwili.

Mozela inspiruje, nie zawodzi. Gdy wina mają szlachetne korzenie w przeszłości, bądź są wynikiem ofiarnej pracy na stoku, często oczarowuje, a i bywa, że odczarowuje, zwłaszcza słodycz w winie – podoba się nawet neofitom wytrawności, którzy z pogardą spoglądają na swe dawne upodobania. Często to dla nich miłe zaskoczenie, jak cukier został oswojony z kwasowością, by stać się złotym środkiem przy egzotycznym stole.
Obyśmy takich zaskoczeń mieli jak najwięcej!