Archipelag. Rejs po warszawskich wine barach
Udostępnij artykuł
W stolicy wzorem lokalu, gdzie można napić się wina, długo była winiarnia. Dużo ciemnego drewna, ciężkie meble, półmrok. Ten skansenowy styl przetrwał do końca lat 80., a później znikł wraz z winiarniami, bo w dynamicznie rozwijającej się warszawskiej gastronomii zabrakło na nie miejsca. Potem wino serwowały restauracje – część z nich dbała o tę część swojej oferty, ale wine barów jako takich raczej nie było. Dopiero po roku 2000 zaczęło się to zmieniać. A dziś jest ich już całkiem sporo.
Zanim rozpoczniemy wędrówkę – dwa zastrzeżenia. Pierwsze: warszawski pejzaż wine barowy jest dość rozległy, szybko się zmienia i trudno wyznaczyć wyraźną granicę między wine barem a restauracją czy bistro. Wiele z wine barów serwuje posiłki, w wielu restauracjach są rozbudowane karty win. Trudno jest w jednym artykule opisać wszystkie te miejsca, nie zmieniając go w osobliwy rozdział książki telefonicznej, w której wprawdzie jest wielu bohaterów, ale każdy przedstawiony jedynie szkicowo. Dlatego wybieram inną metodę – opowiem o kilkunastu miejscach, w których sam lubię bywać i do których odwiedzenia zachęcam. Jeśli coś istotnego pominę – biorę winę na siebie.
Drugą cechą tego pejzażu jest rozproszenie. Bary z winem w Warszawie występują pojedynczo i w skupiskach, rozrzucone po dzielnicach miasta i nie da się wytyczyć szlaku, który dawałby możliwość ich obejścia (a jeśli nawet, byłby niepomiernie długi). Dlatego myślę o nich jako o archipelagu wysp rozsianych po mieście. Można się po nim poruszać pieszo, ale komunikacja miejska (zwłaszcza do migrowania pomiędzy poszczególnymi wyspami) też się na pewno przyda. Tym bardziej, że jest świetna.
Wyspa Śródmieście
Trudno mówić o warszawskiej śródmiejskiej scenerii wine barowej bez wspomnienia o kilku centrach handlowych: Hali Koszyki, Elektrowni Powiśle, Norblinie i Browarach Warszawskich. Do tego grona można dołączyć również leżącego po drugiej stronie Wisły – a więc poza Śródmieściem – Konesera. Ich wspólną cechą jest ulokowanie w dawnych budynkach przemysłowych, zasadniczo przebudowanych i zaadaptowanych dla potrzeb nowoczesnego handlu detalicznego oraz rynku nieruchomości (lofty, butiki, biura, przestrzenie eventowe). Tu się bywa, robi zakupy, wpada do restauracji. Wybór miejsc serwujących alkohol – spory, z winem jest nieźle, ale – jeśli mam być szczery – nie znalazłem w nich wine baru, który by mnie w jakiś sposób ujął swoją atmosferą czy specyfiką. Może jestem w tym poglądzie odosobniony, ale uważam, że centrum handlowe nie zmieni swojego bezosobowego charakteru tylko przez osadzenie go wśród fragmentów dawnej hali targowej, destylarni, elektrowni czy fabryki. Nadal pozostaje symulakrum – imitacją obiektu, którym nie jest. Owszem, jeśli w przerwie zakupów chcecie wypić kieliszek czegoś dobrego i coś zjeść, na pewno się tu nie rozczarujecie, ale jeśli poszukujecie typowego wine baru, kierujcie kroki w inną stronę.
Na przykład do 9. Hali Gwardii. Od poprzedników różni się pewnym istotnym szczegółem – nie została w zasadniczy sposób przebudowana i zachowała charakter dawnej hali targowej z przełomu XIX i XX wieku. Najpierw w niej handlowano, potem trenowano boks, a teraz znów zagościł tu handel (zob. ramka Handel, boks, sztuka).
Poszukiwacze świetnych produktów z całego świata na pewno będą usatysfakcjonowani, jest także sporo miejsc z jedzeniem i winem. Szczególnie polecam trzy z nich.
24. Wine Corner oferuje selekcję win z oferty importerskiej Vini e Affini, obejmującą szeroki wybór win staroświatowych. Znajdziecie tu dobre chianti, wina piemonckie i musiaki z Veneto, a wybór ułatwi kompetentny sprzedawca i oznaczenie win kolorami (np. żółty – beczkowe biele, czerwony – lekkie czerwienie, purpurowy – ciężkie czerwienie). Pomocny, gdy nie znacie konkretnych etykiet, ale macie ulubiony styl.
18. Portugalia Gourmet to wina i żywność z Portugalii. Vinho verde i sardynki? Proszę bardzo, na pewno tu będą, podobnie jak wina z Douro, Tejo czy Dão.
17. Niewinność jest malutkim barem ze stolikami na zewnątrz. Winne menu typowe – Włochy, Hiszpania, sauvignon blanc z Marlborough. Do tego trochę przekąsek w tapasowym stylu, w sezonie chłodnym grzane wino, a przez cały rok – ogromny potencjał spontanicznych imprez (np. w chwili, kiedy to piszę – gruziński weekend). Gdy znajdziecie to, czego szukacie, możecie usiąść w centralnej części hali i cieszyć się zdobyczami. Długie ławy ułatwiają integrację: pobyt tutaj może być początkiem obiecującej znajomości albo przynajmniej satysfakcjonującej rozmowy.
Jeśli po wyjściu z Hali, na placu Mirowskim skręcimy w prawo, w Ptasią, znajdziemy się na drodze w kierunku Starego Miasta. Trochę przed nim, w okolicach zbiegu Bielańskiej i Senatorskiej warto zajrzeć do niewielkiego sklepu i wine baru 23. Wine & People. To miejsce przyciąga wszystkich miłośników wina, a zwłaszcza tych, którzy lubią spróbować czegoś bardziej niszowego, pochodzącego od mniejszych producentów czy z mniej sławnych regionów. Tu selekcja win jest mniej oczywista. Nie chcecie nowozelandzkiego sauvignona lub pinota, a śnicie o morawskich czerwieniach? Proszę bardzo, tutaj je znajdziecie. Mocną stroną oferty są wina z naszej części Europy – Węgry, Czechy, Słowenia, a na dodatek dużo stylistyki „niepokornej” – niefiltrowane, spontaniczna fermentacja albo zamknięcie kapslem.
Z Wine & People skierujmy się na południe, na Tamkę. Tu, mniej więcej w połowie długości ulicy, niedaleko wyniosłego Pałacu Ostrogskich, w jednej z przedwojennych kamienic przycupnęło 25. Winem Powiśle, zajmujące lokal o typowym przedwojennym układzie przestrzennym: od frontu większe pomieszczenie na poziomie ulicy, z niego po kilku schodkach wchodzi się na tyły, gdzie jest mniejsza salka. Proste, nowoczesne meble, nieduży bar. Wśród win przeważa Europa, poza nią trochę Ameryki Południowej. Większość win konwencjonalna, ale zwolennik winiarstwa organicznego też znajdzie coś dla siebie. Dla poszukiwaczy win wyjątkowych ważna informacja – chcecie spróbować tych od Filipy Pato – legendarnej biodynamiczki z Portugalii? Są! Podobnie jak te od Anselmo Mendesa. Do tego dobrze zorientowana w temacie obsługa i muzyka płynąca z głośników. Pod tym ostatnim względem Winem Powiśle jest wyjątkowe, bo raczej nie usłyszycie tu popowej, radiowej sztampy. Jego właściciel Marcin Grabski szefuje także hip-hopowej wytwórni płytowej Asfalt Records, więc można tu usłyszeć sporo artystów niszowych i nieoczywistych. Czego chcieć więcej? Chyba tylko jakichś przekąsek, które też znajdziemy w karcie – polecam tarteletki z różnorodnymi wypełnieniami. Smaczne i wygodne w obsłudze.
Którędy dalej? W górę Tamki, potem Kopernika, Foksal, na Nowym Świecie w lewo i dalej prosto – aż za plac Trzech Krzyży. Tutaj można zasiąść w jednej z dwóch winiarskich miejscówek Śródmieścia Południowego.
8. Grono Mokotowska jest całkiem nowe, powstało przed kilkoma miesiącami. To niewielki, bardzo jasny i minimalistycznie urządzony wine bar z szerokim wyborem win z oferty importerskiej Vini e Affini i malutką listą przekąsek. Tutaj wino ma być główną gwiazdą i to rzeczywiście widać w całym koncepcie. To bardzo lansiarski bar – chyba pierwsze w Polsce miejsce tego rodzaju opisane w „Vogue”. Architektura wnętrza istotnie jak z żurnala, stół w kształcie grona winorośli, ale nie myślcie, że tylko o lans tu chodzi – obsługa jest bardzo dobrze przygotowana merytorycznie. A na półkach świetne wina. Niestety, mała ich część dostępna na kieliszki, ale to argument za tym, by przyjść tu ze znajomymi. Alessandro Viola, Vajra, Il Molino di Grace – wszystkich ich tu znajdziecie. Także mojego ulubionego Kékfrankosa Balf od Weningera.
2. alewino jest zupełnie inne, bardziej przestronne, składa się z ciągu pomieszczeń w oficynie okalającej podwórko niewielkiej kamieniczki. Lista etykiet długa (dużo win organicznych, biodynamicznych, pomarańczowych), można też pojeść. A jeśli chcecie trochę lepiej poznać Tomka Czudowskiego, właściciela – oglądajcie filmiki, które przygotowuje wraz z Izą Kamińską i publikuje na kanale Ale Wino na YouTube. To chyba najlepsze winiarskie programy w języku polskim, jakie możemy znaleźć w tym serwisie. Ich największe zalety to ogromna komunikatywność (Iza i Tomek mówią tak, że chce ich się słuchać), przystępność (zrozumie nawet laik) i różnorodność tematyki (nie wiesz, czym zaskoczą cię w następnym odcinku). Jednak nie ma teraz czasu na oglądanie filmików, ruszajmy w dalszy obchód śródmiejskiej wyspy winiarskiej.
Z Mokotowskiej niedaleko do placu Konstytucji, na którym stalinskij ampir rozkwita w blasku neonów, a za nim, w okolicach politechniki, znajduje się 3. BARaWINO – warszawski przedstawiciel sieci wine barów i sklepów winiarskich firmy Kondrat Wina Wybrane. Jest tu ładnie, międzywojennie i stylowo, pod tym względem lokal wpisuje się w klimat tej części Warszawy, która w dobrym stanie przetrwała wojenną zawieruchę. Ze ściany rzuca nam kuszące spojrzenie syrenka z kieliszkiem wina. Nie od dziś wiadomo, że syreny i pokusy idą w parze i w tym miejscu ma to swój praktyczny wymiar, bo w BARaWINO mamy wybór kilkuset win, z których około 10% dostępnych jest na kieliszki. Można też zjeść, albo zapisać się na regularnie organizowane degustacje tematyczne – czasem poświęcone szczepom (np. sauvignon blanc), czasem regionom (np. Piemontowi), a czasem okazjom (np. Dniu Kobiet). Czyli – dla miłośnika wina ważny punkt na mapie stolicy. Cóż, posiedzielibyśmy dłużej, ale musimy już ruszać w drogę. Wychodząc, unikajmy spojrzenia syrenki, łatwiej nam będzie wytrwać przy podjętym postanowieniu.
Dokąd dalej? Można się pokręcić po okolicy, która jest interesująca nie tylko architektonicznie, ale również gastronomicznie. Pod tym względem to prawdziwe centrum miasta, które stopniowo wykształciło się w ciągu ostatnich 10 lat, wyprzedzając pod tym względem Starówkę i Trakt Królewski. Jeśli jednak nie zdecydujemy się na przyjemne ugrzęźnięcie w tym kwartale ulic, idźmy dalej, aż do Wilczej, do Rauszu! To bardzo przytulne miejsce, niewielki wine bar ulokowany w bezpośrednim sąsiedztwie 7. Gorączki Złota – bodajże najstarszego z warszawskich pubów z piwem kraftowym.
19. Rausz! Zwykły Wine Bar (ostatnie trzy słowa to reklamowy slogan czy też „podnazwa” tego miejsca) to w założeniu kameralny lokal do pójścia na wino z przyjaciółmi. Jego spiritus movens jest Izabela Piszczykiewicz. Na gości czeka około 100 etykiet, od win prostych po bardziej wyrafinowane. Jest całkiem sporo Francji (Iza chce rozwiewać uprzedzenia polskich konsumentów dotyczących tamtejszych win) – na przykład Loary (Touraine, Saumur) i Langwedocji, a także trochę biodynamiki. Duży udział win organicznych, niefiltrowanych, niskointerwencyjnych. Ogólnie mówiąc – bardzo łatwo pijalnych, podobających się szerokiemu gronu odbiorców, ale zarazem wysokiej jakości.
Z Rauszu! tylko rzut kamieniem do 20. Republiki Wina na Skorupki, nowego miejsca założonego przez Szymona Milonasa – importera i edukatora. Winiarska oświata to jeden z ważniejszych tutaj tematów. Lista win zdecydowanie dłuższa niż w Rauszu!, więcej wielkich etykiet z Włoch czy Francji – Piemontu, Toskanii, Bordeaux i Burgundii. Poza tym sporo książek (głównie anglojęzycznych) i innych materiałów edukacyjnych (np. map lub… układanek map winiarskich Włoch i Francji). Zainteresowani pogłębianiem wiedzy mogą zapisać się na degustacje i kursy, albo wykupić możliwość degustowania flightów – przygotowanych serii kilku niewielkich porcji win (75 ml) w celu poznania jakiegoś stylu bądź regionu/ów. Dla cudzoziemców degustacje win polskich z anglojęzycznym komentarzem. Wszyscy chcący pogłębiać wiedzę teoretyczną mogą także skorzystać z winiarskiej czytelni.
Zmęczeni? Być może, ale jeśli już zwiedzamy śródmiejskie wine bary Warszawy, warto zajrzeć jeszcze pod dwa adresy. 11. Kieliszki na Próżnej zlokalizowane są nieopodal Hali Gwardii, w której zaczęliśmy wędrówkę. To restauracja o gwiazdkowych ambicjach, ale można w niej też wyłącznie napić się wina, wybierając je z szerokiej oferty tworzonej przez wspomnianą już firmę Vini e Affini. Siedząc przy barze, spójrzcie w górę, na imponującą konstrukcję złożoną z setek kieliszków Riedla. Wszystkie są lśniące i regularnie czyszczone. Wiem to z najpewniejszego źródła – w Kieliszkach odbywałem staż sommelierski. Nieco dalej, na zachód od Kieliszków, przy Grzybowskiej, w niedalekim sąsiedztwie Browarów Warszawskich, ma siedzibę 6. Frank – restauracja/wine bar serwująca/y wina wyłącznie niemieckie, a zwłaszcza frankońskie. Jeśli więc je lubicie, wpadajcie śmiało; jeżeli będziecie mieć trochę szczęścia, może uda się wam pogadać z Aleksandrem Baronem – szefem kuchni, który lubi wychodzić do gości, aby wspólnie popróbować i porozmawiać. Wnętrze przestronne, jasne, „złote a skromne” (złotego koloru sporo, ale design mebli raczej powściągliwy). Jeśli poszukujecie innych winiarskich smaków niż oferują wschodnie Niemcy, możecie być trochę zaskoczeni, ale zapewniam – warto tu usiąść, by wypić kieliszek dobrego frankończyka i przekąsić np. pasztecikiem z grzybami.
Wyspa Żoliborz
Jeśli kończymy nasz obchód Śródmieścia w okolicach Marszałkowskiej, najłatwiej wsiąść w metro i pojechać na północ, aż do stacji Stare Bielany. Zaraz obok niej, w małej kamieniczce na roku ulic Kasprowicza i Płatniczej znajduje się 22. Stacja Bielany – wine bar specjalizujący się w winach południowoamerykańskich. Miejsca nie ma wiele, jest kameralnie i zacisznie. Dobrze pogadać tu przy kieliszku wina, a jeśli jesteście głodni – można zjeść podpłomyki lub naleśniki. Dom, w którym mieści się Stacja jest typowy dla tej części Bielan stworzonej w latach 20. Niewysoka zabudowa stylistycznie nawiązuje do wzorców dworkowych. Dużo zieleni. Ma to swój urok, można pospacerować, a przy okazji wpaść do dwóch klimatycznych kawiarń (21. Roślina i 4. Café de la Poste – ta druga z niezłym wyborem win francuskich) oraz ramenowni 30. Yatta Vegan mieszczącej się przy ul. Schroegera.
Winiarskie centrum Żoliborza znajduje się nieopodal pl. Wilsona – przy ul. Stefana Czarnieckiego. Ta uliczka to oś czegoś, co nazywam ŻHW – Żoliborskim Hubem Winiarskim. Składają się na niego trzy wine bary/sklepy z winem: Winny Przystanek, Winnice Mołdawii i WineTu. Jeśli dodać do niego dwa sklepy (26. Winestory przy placu Inwalidów oraz 5. Dobre Wina przy placu Wilsona), otrzymujemy imponującą całość.
29. Winny Przystanek to dobry bar z winem opodal placu Inwalidów – czy raczej przy – jest od strony placu, a okna wychodzą na plac i ul. Mickiewicza. Znajduje się w ciekawym lokalu w kamienicy z lat 20. Powstał niejako wbrew intencjom projektantów domu: oto lokator narożnego mieszkania na parterze wniósł o taką przebudowę, by pomieszczenie narożne zmienić w lokal sklepowy. Wniosek został przyjęty i sklep funkcjonował przez wiele lat. Po śmierci właściciela prowadziła go wdowa po nim i córka – pani Danuta. Od niej właśnie, w 2012 roku wynajęli go obecni właściciele Przystanku. Gdy zmarła, wine bar powiększył się o pozostałą część mieszkania, zachowując jednocześnie jego przedwojenny charakter. Wchodząc w głąb lokalu, mamy wrażenie przenoszenia się w czasie – parkiet, stolarka, meble – wszystko to pochodzi z czasów budowy kamienicy. Z licznych zdjęć na ścianach spogląda pani Danuta – patronka i dobry duch tego miejsca. Co można tu wypić? Dużo win hiszpańskich, ekologicznych i organicznych. Do jedzenia tapasy. Latem jest czynny ogródek, a goście rozmawiają na chodniku przed wejściem. To typowy wine bar sąsiedzki, większość odwiedzających mieszka w promieniu kilkuset metrów.
Spacer z Winnego Przystanku do 28. Winnic Mołdawii to okazja do poznania kawałka starego Żoliborza. Domy tu niewysokie, kilku- lub jednorodzinne. W takiej właśnie kameralnej willi od 2015 roku działają Winnice – przede wszystkim sklep, w drugiej kolejności wine bar, specjalizujący się w winach mołdawskich, rumuńskich i gruzińskich. Prowadzi go pochodzący z Mołdawii Alex Casianov – pasjonat tamtejszych win, potrafiący o nich zajmująco opowiadać. Winnice Mołdawii są nieduże, to w istocie przebudowany garaż, funkcje sklepowe mają pierwszeństwo, więc na stoliki pozostaje niewiele miejsca. Jednak latem działa tu ogródek potrafiący pomieścić nawet kilkudziesięciu gości. Co jakiś czas organizowane są komentowane degustacje – okazja, by zmienić zdanie o winach mołdawskich jako tanich marketowych sikaczach.
Zaraz za Winnicami Mołdawii – najmłodsza część składowa Hubu – 27. WineTu. Zajmuje mały domek w wąskim trójkącie między ulicą Czarnieckiego a płotem Parku Stefana Żeromskiego. Powstał wiosną 2022 roku i szybko zdobył popularność. Głównym tego sprawcą jest Michał Stykowski pracujący jako handlowiec, edukator oraz klubowy DJ. To miłośnik i znawca Hiszpanii, której jest tu najwięcej, ale w WineTu znajdziemy też butelki z innych części świata – poza Europą południowo-wschodnią i Gruzją, bo lokal nie chce robić sztucznej konkurencji sąsiednim Winnicom Mołdawii. Na razie poza winem można tu napić się dobrej kawy i zjeść drobne przekąski; być może w przyszłości to się zmieni, ale… nie uprzedzajmy faktów.
Ostatnim z winiarskich miejsc tej części Warszawy, jakie warto odwiedzić, jest 15. Mielżyński Wine Spirits Specialties – wine bar i sklep Roberta Mielżyńskiego przy Burakowskiej, tuż obok Powązek. Ulokowany w odrestaurowanej Starej Fabryce Koronek z początku XX wieku kusi szerokim wyborem win (około 1000 etykiet, głównie ze Starego Świata) oraz kuchnią serwującą dania łączące smaki polskie i europejskie. Latem miejsce dodatkowo zyskuje dzięki dziedzińcowi pełnemu zieleni – ma coś z luzackiej atmosfery uniwersyteckiego campusu. Jeśli przyjdziecie, jest szansa, że się spotkamy, bo na co dzień to moje miejsce pracy.
Wyspa Mokotów
Jeśli pobyt na Żoliborzu zakończymy u Mielżyńskiego na Burakowskiej, odwiedziny na Mokotowie możemy rozpocząć u 16. Mielżyńskiego na Czerskiej, tuż obok siedziby „Gazety Wyborczej”. To młodszy z dwóch warszawskich lokali tego właściciela, wybór win jest równie duży, kuchnia równie dobra, ale budynek diametralnie inny. To nowoczesny biurowiec z przestrzenią handlową na parterze. Nie ma starych cegieł, są beton, drewno i szkło, ale czas spędza się tak samo przyjemnie, jak w dawnej fabryce na Powązkach. Dobrze jest połączyć wizytę tutaj ze spacerem po Łazienkach, chyba największą turystyczną atrakcją tej okolicy.
Mokotów pod względem gastronomicznym stoi bardzo dobrze, ale jest tu zdecydowanie mniejsze zagęszczenie wine barów niż w Śródmieściu czy na Żoliborzu.
Na pewno trzeba zajrzeć do 13. Kontaktu nieopodal placu Unii Lubelskiej. To duże bistro założone przez Piotra Pietrasa – czołowego polskiego sommeliera promującego wina naturalne pochodzące od małych producentów, oddające istotę miejsca, w którym powstały. Ta idea jest tu realizowana bardzo konsekwentnie, tak w piwnicy, jak i w kuchni. Wina organiczne, krótkie menu sezonowe z lokalnych składników. Świetny przykład na to, jak wyrafinowana może być prostota. Do tego bardzo kompetentny i dobrze wyszkolony personel, który sprawia, że można tu przyjść nie tylko na wieczór ze znajomymi, ale także spotkanie bardziej formalne.
Trzecie miejsce winiarskie w tej części Warszawy znajduje się nieco dalej, na południowych obrzeżach dzielnicy. To 14. Łaskawość Tytusa ulokowana w starym Forcie VIII, dawnej twierdzy warszawskiej. Jej właścicielem jest Marcin Grabski, którego możemy spotkać także we wspomnianym Winem Powiśle. Łaskawość jest do Powiśla podobna, choć zdecydowanie od niego większa. Zajmuje duże, sklepione pomieszczenie w forcie – pod tym względem bardzo blisko jej do wszelkich piwnicznych skojarzeń, wiążących się z przechowywaniem i serwowaniem wina. W karcie ponad setka etykiet, głównie europejskich, w tym sporo organicznych; i – last but not least – sezonowy okręt flagowy: blend Łaskawość Tytusa autorstwa Kamila Barczentewicza składający się w połowie z pinot noir, a w połowie z blaufränkischa. Do tego można zjeść trochę mniejszych i większych przekąsek – oliwek, kanapek, sałat.
Miłośnicy kuchni śródziemnomorskiej znajdą w karcie merguez (tunezyjskie pikantne kiełbaski jagnięce), a wschodnioeuropejskiej – blińczyki.
Wyspa Praga
Mimo że dla przybysza z zewnątrz Warszawa wydaje się jednolita, to z perspektywy mieszkańca duże znaczenie ma to, po której stronie Wisły się mieszka: lewobrzeżnej czy prawobrzeżnej (praskiej). Praga, znajdująca się na prawym brzegu rzeki jest nieco inna niż Warszawa lewobrzeżna i nie chodzi tu wyłącznie o społeczną specyfikę starej jej części (vide ramka (Nie)zła dzielnica!). O ile lewobrzeżna część jest mocno zurbanizowana, o tyle Praga ma więcej przestrzeni, fragmentów niezabudowanych, lub zabudowy jednorodzinnej; jadąc przez nią ze wschodu na zachód można odnieść wrażenie, że to swoisty rozbieg przed właściwym miastem. Zdecydowanie mniej jest tu wine barów, jednak trzy z nich zdecydowanie warto polecić.
Najbliżej centrum znajduje się 10. Kapka Wina przy Ząbkowskiej, naprzeciwko Konesera. Kiedyś były tu pralnia i punkt ksero (korzystałem z jego usług, gdy chodziłem do ogólniaka), ale to było bardzo dawno temu. Teraz, zamiast przychodzić po kserówkę czy wyczyszczoną marynarkę, można przyjść napić się win czeskich i słowackich – część z nich dostępna jest wprost z nalewaków. Wnętrze przestronne, jasne, niezagracone. Na jedzenie, poza snackami trudno liczyć, ale za to można pogadać z sympatycznymi ludźmi za barem.
Drugim praskim miejscem dla każdego fana wina jest 1. 13 Win przy Grochowskiej. Idąc ulicą, łatwo je przeoczyć, bo zajmują niepozorne baraczki niedaleko myjni samochodowej, jednak, gdy wejdziemy na ich teren, sceneria zmieni się diametralnie: zobaczymy nieduże podwórko z drzewami i winoroślą – od razu wiadomo, że można tu liczyć na coś dobrego do picia. 13 Win prowadzi własny import wina i innych produktów (herbaty, oliwy). W ofercie przede wszystkim Europa – Niemcy, Włochy, Hiszpania, Portugalia.
Ostatni port naszego wine barowego rejsu znajduje się spory kawałek od centrum – w Aninie, gdzie funkcjonuje węgierskie bistro 12. Kociołek i Wino. Jeśli zdecydujecie się rzucić tam kotwicę – nie pożałujecie, bo nie dość, że można się tutaj napić węgierskiego wina (dla miłośników Italii też coś się znajdzie), to jeszcze zjecie pyszny gulasz, zupę rybną, czy talerz wędlin. Atmosfera bardzo przyjazna – Kociołek jest miejscem stworzonym przede wszystkim z myślą o miejscowej społeczności, stąd większość bywalców to sąsiedzi albo znajomi właścicieli. Przy okazji: to chyba najlepszy w Warszawie adres, pod którym zaopatrzycie się w oryginalne produkty z Węgier – wina, wędliny, przyprawy. A jeśli potrzebujecie bogracza, czyli kociołka do gotowania nad ogniskiem – też go tutaj znajdziecie.
Na wstępie obiecałem oprowadzenie was po kilkunastu miejscach, teraz widzę, że pojawiło się ich trzydzieści. Cóż – wygląda na to, że włócząc się po Warszawie można stracić zdolność rachuby.