Świat odkorkowany
Udostępnij artykuł
Rozmowa z WOJCIECHEM GIEBUTĄ szefem biura turystycznego Podróże z Winem
Winiarstwo to niezwykle atrakcyjna wakacyjna propozycja dla miłośników wina i dobrej kuchni. Taki sposób spędzania wolnego czasu jest też dostępny Polakom. Od jak dawna go organizujecie i z kim przemierzacie winnice Europy i świata?
Podróże z Winem działają od 15 lat i z radością zauważamy, że cieszą się coraz większym zainteresowaniem. Na nasze wyjazdy są chętne zarówno osoby od dawna fascynujące się winem, jak i te, które stawiają w tej dziedzinie pierwsze kroki. Zobaczenie na własne oczy winnic, piwnic i miejsc, gdzie powstaje wino oraz możliwość porozmawiania z jego twórcami to szczególnie świetny pomysł dla tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją winną przygodę.
Co w organizowanych przez was podróżach najbardziej przyciąga klientów?
Największą zaletą takich wyjazdów jest możliwość próbowania wina tam, gdzie ono powstaje. Wszyscy, którzy wracają z takich wakacji, zawsze powtarzają: „Najlepiej wina smakują tam, na miejscu”. Gdy siedzi się w tawernie, na tarasie z widokiem na winnicę, na morze – gdy czuje się ten wiatr, to powietrze, kiedy próbuje się jedzenia, do którego dane wino zostało stworzone. Połączenie tych elementów sprawia, że wino smakuje nam najbardziej. Uczestnicy naszych wypraw ogromnie też doceniają możliwość osobistego spotkania z ludźmi wina. To wielkie przeżycie słuchać, jak ktoś opowiada, że tę winnicę zasadził jego dziadek, a on sam przycinał krzewy miesiąc temu, by wino było jeszcze lepsze. Po takiej opowieści inaczej już patrzymy na butelkę z tamtej winnicy – lepiej rozumiemy wino, gdy znamy człowieka, który za nim stoi.
Czy taki enoturystyczny wyjazd to tylko degustacje i zwiedzanie winnic?
Staramy się, aby wyjazdy miały nie tylko rozrywkowy, ale i szkoleniowy charakter. Każdy z nich ma z góry zaplanowany program edukacyjny, tak aby po powrocie z wycieczki uczestnicy mieli podstawy wiedzy na temat winiarstwa regionu, który odwiedzamy, znali najważniejszych producentów i odróżniali od innych charakterystyczne dla regionu wina. Korzystając z naszych osobistych kontaktów, jesteśmy w stanie zaprosić naszych gości do winnic, które na co dzień nie przyjmują turystów. Wycieczce zawsze towarzyszy sommelier, który prowadzi szkolenia i na bieżąco służy informacją. Przy okazji staramy się poznać szerzej region, w którym te wina się tworzy – często więc rezerwujemy też czas na zwiedzanie okolicznych zabytków, pójście na koncert czy do opery. Winu rzecz jasna towarzyszy jedzenie, dlatego staramy się odwiedzać miejscowe restauracje i próbować rodzimej kuchni.
Jak wygląda geografia podróży Polaków w poszukiwaniu winiarskich przygód?
Zapraszamy naszych gości wszędzie tam, gdzie robi się wino – od Australii, przez całą niemal Europę, a na obu Amerykach kończąc.
Kiedyś nasi enoturyści najchętniej podróżowali do Toskanii – wiadomo: książki i filmy o tamtejszym słońcu zrobiły swoje. Teraz ta fascynacja rozszerzyła się na inne regiony Italii, takie jak Veneto, Apulia, Sycylia czy Umbria. We Włoszech za każdym zakrętem kryje się kamienny zamek, willa czy położona wśród cyprysów winnica. Podróżując między Florencją a Sieną można się zatrzymywać co kilkanaście kilometrów, by posmakować prawdziwych delicji na miejscowym targu lub spróbować wina z lokalnych winiarni.
Był czas, że chętnie jeździliśmy też na Węgry – nie wszyscy zdają sobie sprawę, że Tokaj i Eger to najbliżej nas położone historyczne regiony uprawy winorośli. Powstają tam wina bez dwóch zdań dorównujące europejskiej ekstraklasie. Do tego węgierska kuchnia, która przeżywa obecnie renesans.
Z dalszych kierunków największe wrażenie na wszystkich robi Południowa Afryka i jej nowoczesne winiarnie. Najmodniejszym kierunkiem przed pandemią były kolebki winiarstwa, czyli Armenia i Gruzja. Zakaukazie to dla miłośników wina wielka gratka. Jadąc tam, docieramy do miejsc, gdzie proces winifikacji wygląda dziś podobnie jak ten sprzed wieków. Tam nadal robi się wina w przyklasztornych winiarniach, a degustacja w murach tysiącletniego monastyru to nie lada przeżycie – także duchowe.
W ostatnich dwóch latach dużym powodzeniem zaczęła cieszyć się Francja – Szampania, Loara, Burgundia czy Bordeaux. Myślę, że to dlatego, iż Polacy coraz chętniej i lepiej „uczą się” tamtejszych win. No i ceny we Francji nie są już dla nas aż tak wysokie, jak jeszcze 10 lat temu.
A propos cen − enoturystyka wydaje się „sportem” kosztownym. Czy koszt przeciętnej wyprawy winiarskiej odstaje jakoś znacząco od kosztu tradycyjnego turystycznego wyjazdu w podobnym kierunku?
Ceny wyjazdów enoturystycznych są wysokie, nawet bardzo. Myślę jednak, że dzieje się tak nie tylko z powodu wina. Oczywiście – wizyta w Penfoldsie, czyli najlepszej winiarni w Australii lub degustacja bordoskich grand cru classé to rzecz bardzo kosztowna, jednak największe koszty generuje ogólnie wysoki poziom turystyki kwalifikowanej, jakiego oczekują klienci. Wyjazdy te nie są wieloosobowymi wycieczkami, które masowo organizują biura podróży. Wyprawy enoturystyczne to turystyka niszowa. Tu wszystko musi być na najwyższym poziomie – nie tylko wino, ale także wyselekcjonowane restauracje, butikowe hotele, najlepsi przewodnicy i sommelierzy. Stąd też wyjazd do Szampanii czy Bordeaux będzie znacznie droższy niż organizowany przez biuro podróży weekend w Paryżu. Jednak ilość i jakość atrakcji nie dadzą się porównać z żadną ofertą turystyczną na rynku.
Podczas pandemii zwiększyło się zainteresowanie enoturystycznymi propozycjami polskich winnic. Czy to zainteresowanie to „chwilówka”, czy już trwałe zjawisko z dodatnią dynamiką wzrostu?
To zainteresowanie zaczęło się na długo przed pandemią. Zapewne zamknięcie granic przyspieszyło ten proces, ale to i tak się dzieje.
Gdy zaczynaliśmy organizować pierwsze wyprawy do Chile, Argentyny czy Urugwaju – do głowy nam nie przychodziło, że kiedyś będziemy jeździli do Sandomierza, Krosna Odrzańskiego, Zielonej Góry czy Szczecina. Co roku w naszej ofercie jest kilka takich wyjazdów. Cieszą się niesłabnącym powodzeniem. W ostatnich latach bardzo rozwinęła się w Polsce enoturystyka indywidualna. Coraz więcej rodzimych winnic organizuje pikniki, festiwale, imprezy, na które co weekend przyjeżdżają miłośnicy wina z pobliskiego miasta, a czasem nawet z drugiego końca Polski. Zaczyna działać to tak, jak w innych winiarskich krajach Europy. Wsiadamy w samochód, jedziemy do pobliskiej winiarni, mamy degustację, dobrą kolację, nocleg w agroturystyce i na drugi dzień wracamy do domu z odpowiednim zapasem wina w bagażniku. Przy okazji oglądamy mnóstwo nieznanych, a bardzo pięknych zakątków naszego kraju.
Czyli, mimo że słychać groźne pomruki wieszczące kryzys i recesję, przyszłość turystyki winiarskiej maluje się raczej w jasnych barwach?
Tak. Ja zdecydowanie jestem optymistą. Ostatnie lata pokazały, że mimo pandemii, konfliktów zbrojnych i niepewności ekonomicznej – nadal chcemy podróżować. Także za winem. Trudno powiedzieć, jak sytuacja zmieni się za rok, czy dwa. Ale nawet jeśli znów trzeba będzie na jakiś czas odłożyć walizkę na półkę, a paszport schować do szuflady, to – jestem pewien – będzie to chwilowa przerwa, po której znowu wyruszymy na enoturystyczne szlaki.