Jesienny Festiwal Wina Winkolekcji
Udostępnij artykuł
Pod koniec września Winkolekcja – jeden z czołowych polskich importerów wina – zorganizował Jesienny Festiwal Wina – imprezę, w trakcie której prezentował swoje aktualne portfolio. Obejmowało ono ponad 100 etykiet o sporej rozpiętości stylistycznej i jakościowej: od win skierowanych raczej w stronę off trade’u po propozycje dla ambitnej horeki i sklepów specjalistycznych.
W krótkiej relacji trudno o wszechstronne i sumienne omówienie wszystkich propozycji przedstawionych przez Winkolekcję, warto jest natomiast wskazać te wina, które zrobiły na mnie szczególnie dobre wrażenie, a było ich naprawdę sporo. Na które warto zatem zwrócić uwagę? Zacznijmy od Starego Świata.
Weingut Bründlmayer – pisząc o tym producencie z austriackiego Langenlois trudno byłoby dopatrywać się w jego winach braków bądź słabych punktów. Poziom całej zaprezentowanej serii (Landwein 2021, Kamptal Terrassen Grüner Weltliner 2021, Kamptal Terrassen Riesling 2021, Ried Steinmassl Riesling Bio 2020 oraz Ried Heiligenstein Riesling Bio 2020) jest niezaprzeczalnie wysoki. Nawet Landwein – najprostsze z win, wytwarzane z winogron skupowanych u dostawców, a nie rosnących w Bründlmayerowskich winnicach, był rześki, świeży i zrównoważony mimo całej prostolinijności. Szczególną uwagę zwracają rieslingi z pojedynczych parceli Steinmassl i Heiligenstein. Bardzo mineralne w zapachach, w ustach zaskakują obfitą, orzeźwiającą owocowością i długim finiszem. To jest rzeczywiście winiarska Austria w świetnej odsłonie. Cieszę się, że takie wina są dostępne w Polsce.
8 Lgends (zamierzona literówka w nazwie) – interesujący producent z Kastylii – La Manchy zrzeszony w konsorcjum Bogedas Winol reprezentującym go na rynkach zagranicznych. Chociaż czerwienie odwołują się raczej do tradycyjnej stylistyki hiszpańskiej (pełne, ekstraktywne, sporo beczki), to są to wina na pewno jakościowo satysfakcjonujące. Szczególną uwagę zwraca jedyna biel w ofercie –Leyenda de Volcan 2020, moscatel de Alejandria łączony z macabeo pochodzący z winnic położonych na pozostałościach dawnego wulkanu. Siarczyste, z wyraźnym mineralnym posmakiem, łączące w sobie dojrzałe owoce południowe (morele, brzoskwinie) ze słonością. Biel z kategorii tych cięższych, które koniecznie trzeba łączyć z jedzeniem.
Fantini – przedstawiciel południa Włoch miał w swojej ofercie sporo czerwieni typowej dla tamtej części Półwyspu (primitivo, nero d’Avola, malvasia nera), ale dla mnie szczególnie przyjemnym okazało się abruzyjskie Gran Sasso Pecorino Terre di Chieti. Etykieta cokolwiek staromodna (by nie rzec „dziaderska”), ale samo wino – dziarskie, piorunująco świeże i wytrawne. Papierówki + miąższ białego grejpfruta + kilka kryształków morskiej soli. Moim zdaniem spokojnie mogłoby walczyć o miano najlepszego wina do ryb morskich i owoców morza całego Jesiennego Festiwalu Wina i miałoby chyba jedyną liczącą się konkurencję w postaci Alba Martín Albariño z dużej, północnohiszpańskiej winiarni Martín Códax. To ostatnie ma wszystkie cechy, jakich oczekiwalibyśmy od win serwowanych do potraw w nadmorskich tawernach. Wytrawne, słonawe, bardzo cytrusowe. Do tego etykieta świetnie komponuje się ze stylem fish&chips – minimum wyrafinowania, maksimum prostoty.
Zamykając relację na temat win ze Starego Świata wspomnę też o dwóch etykietach z Montsant. Ta hiszpańska/katalońska apelacja pozostaje niejako w cieniu pobliskiego Prioratu, jednak również ma do zaoferowania interesujące wina. Dwa z nich – Acústic Blanc i Acústic Negre znalazły się na Jesiennym Festiwalu. Pierwsze z nich jest blendem ganaxty bianki z domieszką macabeu i garnaxty gris. Pełne, smak dojrzałych, białych owoców, orzechów włoskich, tostowego chleba. Delikatne, ale strukturalnie niebywale mocne. Czerwień z tej samej serii to mieszanka garnaxty negry z niewielkim dodatkiem carigneny. Mocne i skoncentrowane, w aromatach ciemne owoce z dodatkiem cedrowego drewna i węgla drzewnego. Dla wielu miłośników mocnych, bardzo ekstraktywnych win z południa Europy może to być prawdziwy klejnot.
Spośród nowoświatowych producentów należy wspomnieć o Aresti, który podczas eventu przedstawił kilka etykiet linii Trisquel Gran Reserva. Biele – Sauvignon Blanc 2021 i Gewürztraminer 2020 robiły wrażenie swoją lekkością i krągłością. Sauvignon wytrawne, ale nieprzerysowane, z odrobiną wygładzającego wrażenia cukru resztkowego, gewürztraminer – lekko wycofany, ładnie kwiatowy, bez wybuchu różanych aromatów od razu zdobył moje uznanie. Zdecydowanie więcej w nim brzoskwini i kwiatu pomarańczowego, niż róży czy liczi. Czerwienie Arestiego (tak jednoodmianowe – Syrah 2020), jak blendy (Assemblage 2019 i Family Collection 2015) bardzo zrównoważone, owocowe, świeże, z wyczuwalnymi, ale nieprzesadzonymi smakami beczkowymi. Ani chybi – powściągliwość w stosowaniu beczki zatacza w Chile chyba coraz szersze kręgi.
Na pierwszy plan wśród australijskich win wybijała się seria The Listening Station (czyżby dyskretne nawiązanie do nowozelandzkiej winnicy Spy Valley?). Proponowane przez nią chardonnay, shiraz i malbec to ładnie ułożone wina w dobrze rozumianej stylistyce ‘pop’ – owocowe, świeże, gładkie. W shirazie szczególnie spodobała mi się jego lekkość i soczystość, nie jest to bynajmniej shiraz w starym, ciężkim stylu australijskim, tak lubianym przez wielu winomanów w Polsce. Mamy tu lżejszą strukturę, mniej ekstraktywności i bardzo owocowy bukiet aromatów.
Bezpośrednim sąsiadem „Stacji nasłuchowej” (na tym samym stoliku) były wina z winnicy Delheim z Republiki Południowej Afryki (Stellenbosch). To stara posiadłość, której początek datowany jest na koniec XVII stulecia, jednak obecny, winiarski rozdział zaczął się w latach 1940. Trzy wina reprezentujące tego producenta to Chenin Blanc 2021, Cabernet Sauvignon 2018 i Pinotage 2019. Pierwsze z nich to świetna propozycja dla wszystkich, którzy nie lubią nazbyt wysokiej ekspresywności sauvignon blanc, a jednocześnie nie życzą sobie grzeczności chardonnay: wyraźna kwasowość, orzeźwiający smak grejpfruta równoważony przez gruszkę i morelę. Drugie – klasyczny cabernet sauvignon, nieprzegrzany, pachnący czarną porzeczką z małą kroplą mentholu. Trzecie – mocne i intensywne, taniczne, pachnące powidłami, dymem i czarnymi owocami.
Jesienny Festiwal Wina Winkolekcji był dla mnie przykładem dobrej formy prezentowania własnej oferty winiarskiej przez dużego importera. Kameralna atmosfera, możliwość bezpośredniej rozmowy z przedstawicielami części producentów, degustacja komentowana. To wszystko zachęcało do obecności i aktywności. Opłata na wstępie (25 zł od osoby) miała ogromny plus: skutecznie zniechęcała wszelkich „torbaczy” i degustacyjnych opojów lubiących pić za darmo. Dawało to ogromny komfort: spokojną degustację, bez słuchania powracającego jak bumerang pytania: „Które winko to półsłodkie??”.