Co szumi w kieliszkach?
Udostępnij artykuł
Nie da się ukryć, że jesienna aura – nawet jeśli jeszcze miażdżącej przewagi nie zdobyła – to jest na najlepszej drodze do zawładnięcia najbliższymi miesiącami oraz naszym samopoczuciem. Późne wschody słońca i wcześniejsze zachody, chłodniejsza temperatura i rosnąca wilgotność powoli przestawiają nas w tryb przetrwania. W kieliszku również zmiany. Powoli w odstawkę idę lekkie i ostre jak brzytwa Rieslingi i Sauvigniony, cytrusowe i perliste Vinho Verde, mineralne Chablis czy pikantne Grunery. We wrześniu, jeśli dopisze pogoda, łapać będziemy te szybko przemijające dni, w których w kieliszku zakręcić będzie można jeszcze jakimś Sancerre lub Assyrtiko z Santorini i popić tymi wyśmienitymi winami ostrygi, krewetki czy mule. Wybrzmiewa ostatni dzwonek dla win różowych. Ale zmiany nie są złe. Nadchodzi czas win czerwonych, nadchodzi czas dobrze zbudowanych win białych, nadchodzi czas uczt i prezentów.
Z biegiem tygodni coraz częściej przypomnimy sobie o istnieniu takich szczepów jak Pinot Noir – niekwestionowany arbiter elegantiarum winiarskiego świata – swojski i rustykalny Gamay, pikantny Blaufrankish, ziemisty Spatburgunder (niemiecki Pinot Noir) czy ziołowe Sangiovese. Lekkie czerwienie towarzyszyć nam będę nie tylko na początku jesieni, przypomnimy sobie o nich z pewnością, gdy na talerzach zagości gęsina lub gdy z karty dań wybierzemy kaczkę po wielkopolsku, comber z jelenia lub chociażby wołowy gulasz. Zmiana w kieliszku zawsze oznacza zmianę na talerzu i vice versa. Coraz mniej doświadczać będziemy owoców morza, a coraz więcej konkretnych kalorycznych dań, intensywnych redukowanych sosów, grillowanych i pieczonych mięs.
Jesień to także czas grzybów, które przez krótki czas, jeśli nie zdominują menu restauracji, to przynajmniej mocno zaznaczą tam swoją obecność. Dla wina to kolejna galaktyka, w której spotkamy zarówno Pinot Noir w najróżniejszych odsłonach (burgundzkiej, nowoświatowej, młodej, dojrzałej, czystej lub beczkowanej itd.), eleganckie Bordeaux (Pomerol, St-Emilion), białe Burgundy, ale również doskonałe wina z Piemontu od Langhe Bianco poczynając na Barbaresco i Barolo kończąc. Dobierać grzyby do wina i wino do grzybów możemy bez końca.
Na mróz i śnieg w tym roku nie bardzo liczę, ale zimniej na pewno się zrobi a my wyciągniemy duże kieliszki – najlepiej te burgundzkie – a do dekanterów powoli przelewać będziemy Supertoskany, Riojy i Ribery, lewo i prawobrzeżne Bordeaux, Barolo. Jak macie zaprzyjaźnionych sommelierów na pewno wygrzebią z czeluści piwnic i magazynów roczniki niedostępne już dla świata, wina nie znane nikomu oraz nieznanej kondycji, której sprawdzenie jest powinnością właśnie teraz i w tym momencie. Często jest to rzut monetą. Rzut, który zawsze warto wykonać. W najgorszym wypadku wino będzie stare lub zepsute. W najlepszym ? W najlepszym wypadku przeżyjecie coś więcej niż tylko kolację. Być może poczujecie jak rzadka i ulotna jest doskonałość i jak czas spowalnia przy fenomenalnej butelce wina. Jak z każdym łykiem wypijacie historię jednego roku ciężkiej pracy na winnicy oraz wszystkich tych lat leżakowania w piwnicy. Być może to ostatnia butelka na świecie ? Na pewno ostatnia w twoim mieście. Czasem warto zaryzykować i przeobrazić zwykłe wyjście do restauracji w prawdziwe święto.
Z pewnością nikomu nie umknęło, że się słowem nie zająknąłem o winach musujących a to z powodów banalnych. Uważam zwyczajnie, że na butelkę Szampana czy dobrej Cavy aura jest zawsze właściwa, czy to by dobrze rozpocząć, czy jeszcze lepiej zakończyć.
Na zdrowie.
Fot. otwierająca: Apolo Photographer, unsplash