Dom radości i wina
Udostępnij artykuł
Wyobraź sobie podróż wąską drogą wijącą się leniwie wśród górskich pasm. Pomalutku mijasz pagórki, stare wioski, leśne zakręty, strumienie migotliwie odbijające słoneczne promienie. U kresu drogi odkrywasz zabytkową willę z rodzinną restauracją, gdzie od progu nęci cię zapach świeżego chleba prosto z pieca, a na spragnionych czeka kieliszek wybornego wina… Czy tak zaczynają się włoskie wakacje? Nie, to klimatyczna Villa Elise Park Pension z restauracją Kaczka i Wino, malowniczo położona w niewielkim Stroniu Śląskim na Ziemi Kłodzkiej.
Ten chleb to nagrodzone Znakiem Dziedzictwa Kulinarnego Dolnego Śląska dzieło gospodarza Villi, Rafała Wyniczenko. Rafał i jego żona Sylwia, przywiedzeni do Stronia rodzinnym sentymentem, stali się nie tylko hotelarzami i restauratorami, ale również swego rodzaju kustoszami. Małżeństwo 16 lat temu zrezygnowało z wielkomiejskiego życia w Krakowie, by rozpocząć przygodę w stylu slow life w Sudetach.
Urokliwe miejsce z historią
Ojciec Sylwii kupił w latach 90. XX wieku klimatyczną willę. Secesyjna rezydencja zbudowana została na przełomie XIX i XX wieku przez założyciela pobliskiej huty szkła kryształowego Oranienhutte – Franza Losky’ego. Villa Elise, która swoją nazwę zawdzięcza synowej fabrykanta – Elise, po latach stała się niemym świadkiem historycznych przemian, losów fabrykantów i później mieszkańców Stronia Śląskiego.
– Tata urodził się w Stroniu, tam też spędził dzieciństwo, potem wyprowadził się do Krakowa. Stronie Śląskie nadal było bliskie jego sercu, tu w końcu zostali nasi dziadkowie – mówi Sylwia. – Zależało mu na uratowaniu przed zniszczeniem budynku, gdzie kiedyś było przedszkole, do którego uczęszczał.
Po gruntownej odbudowie i renowacji dom odzyskał dawny splendor i czar. W Villi Elise znowu zagościło rodzinne życie, a zadziało się to za sprawą pełnych zapału, młodych gospodarzy – Sylwii i Rafała: – Byliśmy bardzo młodzi i zupełnie nieświadomi tego, co tak naprawdę nas czeka – wspomina gospodyni.
Pierwszym etapem inwestycji było przystosowanie zabytkowego budynku na potrzeby pensjonatu. Zachowanie historycznych detali wnętrza – witraży, starych pieców kaflowych, imponującej klatki schodowej, stolarki drzwiowej z kryształowym szkłem – stało się priorytetem. Ważne też były przydomowy ogród i rozległy park, romantycznie położony nad brzegiem Białej Lądeckiej, u stóp Sowiej Kopy. Z gastronomią była bardziej skomplikowana sprawa:
– Początkowo mieliśmy tylko pokoje i apartamenty; goście mogli coś zjeść, ale nie była to świadoma, przemyślana kuchnia – mówią gospodarze. – Wreszcie otworzyliśmy restaurację, szef kuchni przygotował nam kartę i zaczęliśmy działać. Po kilku latach doszliśmy jednak do wniosku, że nie jest to kierunek, który nam odpowiada. Zmieniliśmy tor myślenia, wsłuchaliśmy się w siebie, otworzyliśmy się na nasze doświadczenia z kulinarnych podróży, na kuchnię uważną, gotowanie bez pośpiechu ze zdrowych, lokalnych produktów. Kochamy jedzenie, wino, celebrujemy czas przy stole. Obserwowanie maleńkich, rodzinnych lokali gastronomicznych w południowej Europie, nauczyło nas, że dobry produkt to jakość.
I tak – idąc za ideą włoskich restauratorów i podziwiając działania krytyka kulinarnego Carla Petriniego, który stworzył ruch Slow Food w geście protestu przeciw otwarciu baru McDonalds’a koło Hiszpańskich Schodów w Rzymie – w opozycji do fast foodu stworzyli Kaczkę i Wino. Wkrótce, dzięki szefowej kuchni Agnieszce Kukin, jako pierwsza restauracja na Dolnym Śląsku uzyskała rekomendację Slow Food Polska. Ten sukces to wynik świetnej, zbudowanej na pozytywnych emocjach relacji między restauratorami a utalentowaną szefową.
Lokalnie? Najlepiej!
Komponując sezonowe menu, restauratorzy kierują się własną intuicją, szukają produktów z Ziemi Kłodzkiej, zdrowych, tradycyjnych i bardzo smacznych. To, czym najchętniej częstują swoją rodzinę, trafia w magiczne ręce Agnieszki, by – na skutek wielce starannych zabiegów – przeistoczyło się w kulinarne dzieło. Na stołach znaleźć można zioła i chwasty z willowego ogrodu i z lasu, miód z własnej pasieki, genialne sery z Łomnicy czy od Wańczyków, wędliny z Międzylesia, a także wędzone na miejscu pstrągi. – Motywem przewodnim menu naszej restauracji są kaczka i wino – dwie nasze ogromne pasje – mówią restauratorzy. – Kaczka serwowana jest na kilka sposobów, w zależności od sezonu i dostępności różnych produktów. Dla jej różnych wcieleń przyjeżdżają do nas goście z naprawdę odległych miejsc.
Nie ma dobrego jedzenia bez wina
Miłość do wina rodziła się przy okazji slowfoodowych podróży.
– Początkowo zajmował się nim Rafał, jednak później to ja złapałam bakcyla – śmieje się Sylwia. – W 2017 roku zaczęłam traktować tę swoją przygodę bardziej poważnie, zdałam egzamin WSET 2, do którego przygotowałam się pod okiem Moniki Bielki-Vescovi. A rok później – WSET 3. Od 2018 roku należę również do stowarzyszenia Kobiety i Wino, gdzie mogę nie tylko poszerzać swoją wiedzę, ale również poznawać fantastyczne kobiety podzielające moją pasję. Wino jest dla nas bardzo ważną częścią menu, kartę tworzymy z namysłem, a gości zapraszamy na komentowane degustacje. Staramy się wyróżniać naszą kartą z dużą jak na ten teren ofertą win na kieliszki.
Sylwia i Rafał mają świadomość, jak ważna jest znajomość pochodzenia i historia wina:
– Najwięcej inspiracji i wiedzy czerpiemy z naszych winiarskich wypraw, bo nic tak nie zapada w pamięć, jak rozmowa z winiarzem i degustacja wina na miejscu, w winnicy. Im mniejsza winnica, tym lepiej, bo ludzie są mniej formalni i mogą poświęcić trochę czasu na opowieści. Za każdą odwiedzoną winnicą kryją się nasze wspomnienia. Gdy znamy historię wina, możemy podzielić się nią z naszymi gośćmi. Oczywiście do większych winnic też jeździmy, ale wtedy staramy się trafiać do producentów win, które mamy w karcie – opowiada Sylwia.
Karta win zmienia się co pół roku. Znajdziemy w niej ponad 70 pozycji ze Starego i Nowego Świata. Z każdym rokiem powiększa się lista polskich etykiet. Wybór jest coraz trudniejszy, ponieważ bardzo dobrych win przybywa.
Zaczyna się lato, więc ulubione porto ruby z winnicy Fonseca Rafał tymczasowo zamieni na Crémanta de Loire Rosé z Domaine Leduc-Frouin. Ostatnio serce Sylwii skradło różowe wino od Ingrid Groiss z odmian zweigelt i pinot noir. – To nieoczywisty róż z odrobiną pikanterii. Totalnie niezobowiązujący, ale mający swój charakter – mówi Sylwia i z nostalgią w głosie dodaje: – Jestem też wielką fanką stuprocentowego meunier Brut Exclusif Vintage od Ani i Francka Méteyérów.
Najważniejsze są relacje
Wino to radość. Wino to uczucia. Wino sprzyja nawiązywaniu relacji, bo zawsze jest zaproszeniem do rozmowy z drugim człowiekiem.
Wyniczenkowie zapytani, co w życiu jest najważniejsze, odpowiadają: – Ludzie spotykani na naszej drodze; rodzina, goście, przyjaciele. I na tym właśnie opierają swoją ideę prowadzenia Villi Elise i jej restauracji. Po latach przyniosło to wyraźne efekty.
– Nasza kuchnia zyskała osobowość, jest rozpoznawalną marką. Prócz gości pensjonatu, turystów i narciarzy przyjeżdżają do nas często z daleka, z Wrocławia czy z Warszawy, smakosze, ludzie poszukujący na talerzach jakości i dobrych produktów, a w kieliszkach dobrego wina. Nasze marzenie zaczyna się powolutku spełniać – z dumą w głosie opowiada Sylwia.
Życie w Villi Elise toczy się powoli. Leniwie, z dnia na dzień, niespiesznie. Każe nam się nim delektować, smakować każdą chwilę wypełnioną słońcem, przyrodą, błogością. W towarzystwie tego, co najlepsze na talerzu, w towarzystwie butelki dobrego wina i w gronie ciekawych ludzi.